wtorek, 19 listopada 2013

Recenzja: "Carrie" Stephen King



Niewinna, wyśmiewana i dręczona, a przecież taka sama jak cała reszta. Wychowana przez fanatyczkę religijną, trzymana na niewiarygodnie krótkiej smyczy, dorastająca pod kopułą niewiedzy stworzonej przez matkę. Dziewczyna będąca codziennie obiektem żartów, wyzwisk czy pełnych obrzydzenia spojrzeń. Los podstawia jej nogę niemal na każdym kroku, czyhając na upadek przy salwach śmiechu. Ta znosi ze spokojem upokorzenia i chichoty nieświadomie rosnąc w siłę. Z dnia na dzień kumuluje w sobie złość, której kiedyś już nie będzie potrafiła trzymać na wodzy. A wtedy wszyscy jej oprawcy pożałują, wszyscy zobaczą jej prawdziwą naturę. 

Carrie to zwyczajna dziewczyna. Nie jest uderzająco piękna, ale nie jest też brzydka. Nie jest głupia, nie zrobiła nic, czym mogłaby podpaść swoim rówieśnikom. A pomimo to, została popychadłem i obiektem drwin ze strony znajomych ze szkoły. Carrie jest w oczach innych dziwadłem, które nie ma prawa bytu, jest powodem do śmiechu i wytykania palcami. Nie różniłaby się tak bardzo od swoich kolegów, gdyby nie moc, którą posiada. Moc, która apogeum osiąga na wiosennym balu w Chamberlain w stanie Maine w roku 1979. 

Cała powieść jest mieszanką narracji, artykułów z gazet, zeznań świadków i ocalałych oraz fragmentami książek naukowych czy psychologicznych. Oprócz głównego biegu wydarzeń, autor podrzuca nam przerywniki w postaci wyżej wymienionych form, które pozwalają nam już z samego początku zorientować się jak potoczy się akcja i czego możemy spodziewać się w finale powieści. King serwuje nam różnego rodzaju teorie i przypuszczalne zbiegi wydarzeń, które mogły mieć miejsce w rodzinie Carrie. Chociaż nauka wyklucza zjawisko telekinezy, niektóre fragmenty zakładają, że powodem zaistnienia tej nadnaturalnej sytuacji były niefortunne powiązania genetyczne, podobne do dziedziczenia hemofilii.

Moja przygoda ze Stephenem Kingiem rozpoczęła się stosunkowo niedawno. Wciąż dziwię się sama sobie, że jeszcze te cztery czy pięć lat temu pochłaniając stosy książek nie trafiłam na żaden horror jego autorstwa. Aż wreszcie podsunięto mi „Miasteczko Salem” i tak wpadłam po uszy. Pamiętam, że nieco ciężko było mi przebrnąć przez początki Salem, opisy niemiłosiernie mnie nudziły, ale czytałam, czytałam, czytałam aż ostatnie 200 stron przemknęło mi przed oczami w ciągu kilku krótkich godzin. Zamknąwszy oprawę książki wpatrywałam się w las, którego widok miałam wtedy przed oczami i kontemplowałam tak, jak tylko mogłam w wieku 15 lat. Z kontemplacji tych wynikło, że jest to naprawdę dobra książka. Naprawdę dobra książka, z której pokroju niczym wcześniej nie udało mi się spotkać. Teraz mając już za sobą te pierwsze, ciężkie zmagania z tego typu literaturą, z ogromnym zaciekawieniem zabrałam się za lekturę Carrie. 

Powieść ta jest, jak wszyscy zainteresowani wiedzą, debiutem Kinga. Mogę nawet powiedzieć, że debiutem nie byle jakim. Wyraźnie widać, że to jego początki, styl jakim teraz operuje nie różni się zupełnie od Carrie, ale jest o wiele bardziej wyraźny niż w powyższym horrorze, w którym elementy grozy są nie tyle co straszne, a przykre. O tak, mamy momenty, to oczywiste. Ale nie tyle powieść mnie przeraziła, a raczej zasmuciła. Potworem wychodzącym z szafy nie jest tu sama Carrie, która zrobiła to, co zrobiła, ale jej matka. Religijna aż do przesady Margareth White. Margareth wyrządzała Carrie krzywdę od jej najmłodszych lat, od wyzwisk, po zrażanie do najmniejszych rozrywek, aż po zamykanie na długie godziny w komórce. Matka Carrie nie była świadoma swojej ciąży prawie do samego jej końca. Uważała natomiast, że powiększający się brzuch jest powodem raka, na którego cierpi, i który będzie powodem jej śmierci, po czym będzie mogła dołączyć do swojego męża po drugiej stronie. Uważam, że to właśnie Margareth poprzez motywy, które nią kierowały jest grozą tej książki.
King w większość akcji swojej powieści umieścił w murach liceum Carrie. Szkoła średnia potrafi być naprawdę parszywym miejscem dla niektórych nastolatków. Nie zawsze wiąże się z najlepszym czasem w życiu człowieka, często jest to właśnie najgorszy czas, który trzeba przetrwać. Carrie jest dość przykrym przykładem torturowanej nastolatki, która mierzy się ze strachem, niebezpieczeństwami i agresją ze strony tych wyżej postawionych w szkolnej hierarchii. Tym samym przedstawione postacie wydawały się tak realne jak tylko mogłyby być.

Carrie nie jest typowym horrorem, który mógłby sprawić, że będziemy się bać szmerów za oknem, nie zmusi nas do schowania głowy pod kołdrę, ale zmusi nas do myślenia. Do przemyślenia tego, że największym potworem w tym świecie może być człowiek. King wybrał temat stosunkowo nieskomplikowany, ale dobitnie uświadomił nam jak niesprawiedliwy potrafi być los i jaką krzywdę może wyrządzić głupota ludzka. Carrie jest powieścią ponadczasową, a dla fanów Kinga pozycją obowiązkową.

Ocena: 10/10

„Tylko że żal jest jak plaster na zranione uczucia. Możesz powiedzieć, że jest ci przykro, kiedy wylejesz kawę albo kiedy spudłujesz podczas gry w kręgle. Prawdziwy żal jest tak samo rzadki jak prawdziwa miłość.”

15 komentarzy:

  1. Kupiła sobie tę książkę w dniu premiery filmu, ale jeszcze nie miałam okazji po nią sięgnąć. Z pewnością niedługo to zrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Carrie" była moją pierwszą książką Kinga, dostałam ją na 16 urodziny. A teraz byłam na ekranizacji, jednak szału nie robi :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie przeczytałam tej książki, ale z pewnością przeczytam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. właśnie zastanawiam się nad stworzeniem biblioteczki Kinga. Bardzo chcę mieć "Zieloną milę" i parę innych tomów i nie chcę się kierować "modą", bo teraz takowa panuje. Chcę się zaznajomić z jego horrorami :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wszędzie o nich w blogosferze, już w sumie za dużo nawet, ale napiszę tylko o tych 3 co mam i kończę, więcej tego nie zrobię xd
    książki nie znam i prawdopodobnie nie poznam, bo z Kingiem się jakoś nie polubiłam, ale mój chłopak owszem ;d

    OdpowiedzUsuń
  6. film podobno słaby, nie wiem jak książka:D

    OdpowiedzUsuń
  7. tej powieści Kinga jeszcze nie czytałam, ale to tylko kwestia czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie mam czasu na książki :(

    OdpowiedzUsuń
  9. I've always wanted to read one of his books but I never came down to it :( X Anna

    www.fashionanna.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Własnie się ostatnio zastanawiałam nad jej przeczytaniem i po Twoim 10/10 na pewno po nią sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Twórczość Kinga jest jeszcze przede mną, ale wiem, że na pewno po niego sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oglądałam film i wcale mnie nie zachęcił do czytania książki, chyba nie do końca to moja bajka.
    Pozdrawiam, :)
    Niko.

    OdpowiedzUsuń
  13. moja przygoda z Kingiem rozpoczęła się właśnie dawno, do jego pierwszej powieści jeszcze się nie dobrałam! muszę się za to wziąć :)
    kocham jego styl, więc Carrie na pewno też pokocham.
    polecam Ci:
    Lśnienie, Misery, a najbardziej ZIELONĄ MILĘ. mistrzostwo. płakałam i w trakcie i po skończeniu, z żalu, że już koniec :D
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. hmm chyba się skuszę ale na film

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!