środa, 25 marca 2015

"Kocha, lubi, szanuje..." Alice Munro

Idąc ulicą dostrzegamy wiele zamkniętych drzwi. Za zamkniętymi drzwiami toczy się pewna historia, pewna codzienność, która mniej lub bardziej uwiera owych domowników. Co może się za nimi kryć? Nienawiść, przyjaźń, zauroczenie, miłość, małżeństwo, śmierć czy cisza? A może wszystko na raz? Miłostki przeradzają się w małżeństwa, małżeństwa w wieloletnie związki, a wieloletnie związki w rutynę. Jeśli nie jesteście szczęściarzami, rutyna może stać się dodatkowym domownikiem, który manifestuje swoją obecność każdego dnia. To rutyna zmusza do pewnego rodzaju skoku w bok, jakby to niektórzy określili, do nawiązania chwilowego romansu czy jednej nocy poza domem spędzonej oficjalnie na babskim wieczorze u koleżanki czy na piwie z kumplem. Mając przed sobą dni, miesiące i lata, które złudnie wcale się od siebie nie różnią, zaczynamy podświadomie zastanawiać się co by było gdyby… związek z liceum przetrwał, przyjaciel z pracy odważyłby zaprosić na randkę, dziewczyna z kawiarni nie zmieniła tak szybko pracy i gdyby ogrom ludzi, którzy jedynie mignęli w naszym życiu, zostali na dłużej. I pomimo ogromnej miłości okupionej latami doświadczenia, wcale nie czujemy się winni swoich niepokoi i gdybań. Bo nikt nigdy nie jest zbyt stary, by się zakochać. Choćby po raz czwarty. 

Alice Munro to przede wszystkim wspaniała pisarka. Kanadyjka, mistrzyni krótkiej formy, aż w końcu noblistka. Gdy w 2013 otrzymała nagrodę Nobla, po raz pierwszy, przyznam ze wstydem, usłyszałam jej nazwisko i tym samym za punkt honoru powzięłam sobie zapoznanie się z jej twórczością. Doszło do tego dopiero teraz i wszystko stało się jasne. Nieczęsto zdarza mi się czytać opowiadania i jeśli miałabym takowe wskazać, przypominam sobie jedynie prozę Schulza czy jedne z tych krótszych opowieści Stephena Kinga. Alice Munro jest znana przede wszystkim z opowiadań właśnie. Z opowiadań o kobietach, o miłościach i zauroczeniach, o codzienności, którą niemal gloryfikuje, o trywialnych i pospolitych wydarzeniach. I wydobywa z nich niecodzienny blask, a to wydaje mi się, że było kluczem do jej sukcesu. 

Kocha, lubi, szanuje… to zbiór dziewięciu opowiadań o kobietach zwyczajnych, ich losach, relacjach z mężczyznami czy wątpliwościach, które ma każda z nich. Ich życie naznaczone jest stratą, śmiercią i niekiedy porażką, ale i miłością i przyjaźnią. Ich historie składają się na wiele elementów, łączy je jednak miłość. Miłość szeroko pojęta, bo jest to miłość do męża, do kochanka sprzed lat, do przypadkowego faceta, z którym przeżyło się krótką i wstydliwą przygodę. Czasem takie właśnie przygody na swój sposób ratują małżeństwo przed rozpadnięciem się. Kochankowie zdają się spajać to, co przez lata pielęgnowała para, pojawiając się na dzień czy dwa i znikając przed powrotem partnera. Alice Munro poddaje próbie więzi partnerskie, nagina je do granic możliwości obserwując czy nić się zerwie, czy ponownie wróci do dawnego kształtu. Ile więc szczerości kryje się w miłości aż po grób? 

Gdybym miała pisać o każdym opowiadaniu, skończyłabym pewnie w okolicach wieczora, a Wy byście już dawno zaprzestali czytanie, więc pozwolę sobie przytoczyć jedno opowiadanie, które w pewien ciekawy sposób mnie ruszyło. Było to opowiadanie Wiszący most, które opowiada o chorującej na raka Jinny. Jinny, tak jak większość bohaterek, jest kobietą w średnim wieku, dla której życie przerodziło się w nieustającą podróż po szpitalach onkologicznych. Jej mąż stara się ją wspierać i z własnej inicjatywy zatrudnia młodą dziewczynę do pomocy w domu, podczas gdy żona będzie odpoczywać po ciężkim leczeniu. Zamiast jednak poświęcić całą uwagę chorej Jinny, zafascynowany jest Helen, której niemalże nadskakuje. Jinny pozostawiona sama sobie przypadkowo spotyka młodego chłopaka, z którym przeżywa chwilę krótką jak letnia noc. W opowiadaniu tym było coś czarująco niewinnego. Potrzeba miłości, uścisku czy pocałunku, który sprawi, że kobieta słaba jak jeszcze nigdy, nie rozpadnie się niepodtrzymywana przez tego, który powinien jej nie opuszczać. Żadnych ckliwych momentów, a paląca potrzeba. 

Wiele z opowiadań Munro dotyka tematu śmierci, delikatnie, z wyczuciem muska jedynie ten temat. Autorka jest niebywałą obserwatorką, która w tej kolekcji opowiadań, ubrała w słowa historie wprost z życia bez zbędnego podkoloryzowania ich. Wiszący most mówi o raku, Pociecha o mężczyźnie nieuleczalnie chorym, który popełnia samobójstwo, Stary niedźwiedź mocno śpi o żonie, która chorując na Alzheimera wyjeżdża do domu opieki powoli zapominając fakty, imiona, twarze i osoby. Kocha, lubi, szanuje… to nie tylko historie kobiet smutnych czy pokonanych. To także losy mężczyzn, którzy zostają sami, którzy również cierpią, ale muszą iść dalej i nie poddawać się. Postacie Alice Munro nie są wyraziste, są bardzo surowe, rzadko kiedy naznaczone indywidualnymi cechami. Autorka skupia się na ludzkich relacjach i emocjach oszczędzając jednak słowa. To proza niezwykle dojrzała, nie tyle co wyrachowana, a stonowana, gdzie w piękny sposób opisana jest przykra rzeczywistość. 

Kocha, lubi, szanuje… przedstawia życie. Życie za zamkniętymi drzwiami, bo każde z nich kryją pewną historię. Alice Munro pisze o nieuchronności śmierci i częstych porażkach w wierze, nadziei na coś, co nie nadejdzie. Myślę, że w życiu każdego człowieka przychodzi pewien moment znużenia, gdy budzimy się jakby ze snu mając za sobą lata, które pozornie nic nie znaczą. Munro skłania właśnie do poukładania sobie pewnych spraw, rozpatrzenia ponownie decyzji czy wartości, którymi się kierujemy. Cóż, w moim życiu moment ten jeszcze nie nadszedł, ale jest chyba nieuchronny. Do tego momentu będę tak jak Alice Munro dostrzegać pewien blask i cenne chwile w zwyczajnej rzeczywistości.

Ocena: 9/10

niedziela, 22 marca 2015

"Clariel" Garth Nix

Każdy z nas chce żyć swoją pasją. Pasja ta może dotyczyć czegokolwiek, ważne dla nas jest to, by jej nas nie pozbawiać. Wyrwani z własnej idylli i wrzuceni w całkiem nowe środowisko jesteśmy zdezorientowani, zagubieni i nieco przestraszeni. Wśród obcych czujemy się zagrożeni, to nie nasze miejsce, nie nasz świat, mówimy. Zmiany są trudne. Szczególnie te, które przekreślają całe nasze dotychczasowe życie. Buntujemy się, oczywiście. Konflikt z matką i ojcem, przyjacielem czy z samą zaistniałą sytuacją. Bezsilność jest najgorsza. A potem przychodzą nowe obowiązki. 

Clariel to nastoletnia córka znanej w Królestwie Złotniczki oraz jej męża. Dziewczyna wiedzie dość samotne życie z własnego jednak wyboru i poświęca dnie na eksplorowaniu Wielkiego Lasu, nawiązując przelotne przyjaźnie, które kształtują w niej chęć życia w tej codzienności, bycia Pogranicznikiem. Pewnego dnia jednak rodzice wyrywają ją w miejsca, które pokochała i przeprowadzają się do jednego z większych miast, w którym matka ma większe szanse rozwoju. Clariel jest wnuczką samego Abhorsena, a krew nekromanty łączy się także z krwią Berserka, która wzmacnia w niej wpadanie w furię, dziki szał, w którym zdolna jest zabić każdą żyjącą istotę. Dziewczyna zmuszona jest odłożyć na bok marzenia i rozpocząć walkę z samą sobą oraz nowym wrogiem, który właśnie pojawił się na horyzoncie. 

Clariel to prequel dobrze znanej serii o Starym Królewstwie, a jej akcja ma miejsce 600 lat przed wydarzeniami z Sabriel. Garth Nix dość nietypowo podjął ponownie wątki swoich powieści, bo oto niemal po dwudziestu latach po pierwszym tomie historii, dostajemy jego poprzedniczkę. Z ciekawością sięgnęłam po Clariel, oczekując, że warsztat Nixa się podciągnął i zawiesiłam poprzeczkę nieco zbyt wysoko (po raz kolejny, z przykrością stwierdzam). Stare Królestwo to seria, która nie zmienia życia czytelnika w ten sposób, w który sami lubimy, nie jest ona serią przełomową, sam autor nie dościga Georga R. R. Martina, mojego mistrza w kreowaniu światów fantastycznych, a jednak wciąż dziwiąc się moim słowom, przewracam kolejne karty powieści. Garth Nix nie zmienia oblicza fantastyki, ale bawi czytelnika i pozwala na parę długich chwil oderwać się od rzeczywistości. I choć wciąż, i wciąż mam jakieś ale, to polubiłam Stare Królestwo i będę się pod nosem uśmiechać do tych błyszczących okładek. 

Z perspektywy kilku godzin od przeczytania ostatniej strony, zaczynam widzieć, że Clariel jest pewną tragedią. Tragedią nie pisarską oczywiście, a tą pod względem klasycznym. Wszyscy znamy Hamleta, Antygonę czy Makbeta, których bohaterowie uwikłani są w pewien konflikt czy to racji, przeznaczenia, własnych słabości… Tak i na Clariel ciąży obowiązek jej przeznaczony, podczas gdy dusza wyrywa się do czegoś zupełnie innego. Jak sugeruje sam wstęp, nie lubimy być pozbawiani czegoś, co kochamy, świata, do którego należymy czy po prostu marzeń. Na nakazy zawsze kręcimy nosem. To trochę tak jak z lekturami. Jeśli książka jest książką, którą po prostu musimy przeczytać, bo inaczej świat się zawali, oczywiste jest, że nawet małym palcem u stopy jej nie tkniemy, wiem to z autopsji. Clariel tak jak my, tak jak klasyczne postaci, tak jak po prostu ludzie, buntuje się przeciwko rodzicom, przeciwko przeznaczeniu czy zasadom obowiązującym w miejscu, do którego trafiła. Czy postępuje głupio? Czasami tak. Czasami jej bunt ma sens, jednakże są momenty, w których wyraźnie widzimy, że jednostka świata przecież nie zmieni. Ale może próbować. Clariel próbuje nieustannie. 

Początek Clariel dał mi, jak teraz widzę, pewne złudzenie świata, który ku mojemu zawodowi, niewiele różnił się od tego znanego z Sabriel czy Abhorsen. Rozpoczęliśmy od przedstawienia hierarchii miasta, przedstawienia cechów, zasad dotyczących ubioru, strażników, dam i co ważne, co dało mi poczuć dreszczyk ekscytacji – intryg! Intryg w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Była walka o władzę, był ten zły charakter, który jest ucieleśnieniem zawiści, był przystojny, lecz niebezpieczny młodzieniec, były sfingowane wydarzenia i ułuda bezpieczeństwa. Było jednym słowem wszystko, z czego można by stworzyć pierwszorzędną, wielowymiarową manipulację. Cóż, z Nixem mam ten problem, że pisarz nie wykorzystuje w pełni tego, co udaje mu się stworzyć. Spisek stał się jakoś mało spiskowy, zły charakter nieco mniej zaangażowany w swoje knucie, Clariel waha się pomiędzy byciem bohaterką poddaną żądzy zemsty a zaabsorbowaną sobą, nieco samolubną jednostką. W tym nieco różni się od poprzednich bohaterek Nixa. Sabriel i Lirael były heroinami z krwi i kości. Świat w książkach autora nigdy nie był wyjątkowo rozbudowany i nie widać tego także tu. Jednakże akcja Clariel toczy się 600 lat przed Sabriel, co sugerowałoby, że język, obyczaje, sama rzeczywistość uległy zmianie. Tak jednak nie jest, co w prequelu akcji w świecie XX wieku jest niemałym niedociągnięciem. 

Podsumowując, Clariel jest nieco frustrującą lekturą. Nieco monotematyczną na tle swoich poprzedniczek, stanowi pewne połączenie wszystkich tomów w jedno, będąc strukturalnie tą samą powieścią. Książki Nixa są jednak w pewien sposób plastyczne niemal, odświeżające na tle innych powieści fantasy, stanowią rozrywkę okraszoną lekkim humorem i elementami każdej książki opowiadającej o świecie fantastycznym. To zajmująca lektura ze świetnym pomysłem na akcję, choć i także z pewnym niewykorzystaniem potencjału tego, co zostało już napisane. Historia nieco rozczarowująca, ale interesująca bez dwóch zdań. 

Ocena: 6/10

poniedziałek, 16 marca 2015

"Abhorsen" Garth Nix

Zło zostało uwolnione, Niszczyciel jest na wolności, a powstrzymać go może jedynie Lirael, dziewczyna dość świeża w swoim zawodzie Abhorsena. Wraz z księciem Samethem, Podłym Psiskiem i kotem Moggetem wyrusza, by stawić czoła najgorszemu. Sam, syn Sabriel, może odetchnąć spokojnie i uniknąć ciężaru spuścizny po matce, Lirael zaś zmuszona jest zmienić całkowicie swoje dotychczasowe życie wśród Clayr na rzecz przeznaczenia. Pozbawieni możliwości doświadczenia, bez wsparcia czy pomysłu udają się w podróż wiedzeni jedynie wizją przyszłości. Lirael i Sam stają ramię w ramię w obronie świata, dla którego mają nadzieję, że nie jest za późno.

Bez cienia emocji przewróciłam ostatnią kartę Abhorsen, ostatniego tomu serii Nixa o Sabriel i jej następczyni. Powściągnęłam irytację i powstrzymałam się od rzucania książką po kątach, nie od tego tu jestem. Wpatrując się jednak w błyszczące znaki Kodeksu na okładce, zdałam sobie sprawę, że się nieco zawiodłam, na zakończeniu serii, która szczerze mnie wciągnęła i zatrzymała przy sobie sympatycznymi bohaterami. Pierwszy tom Starego Królestwa, czyli Sabriel, wciągnął mnie od pierwszego rozdziału, gdyż historia o nekromantach w świecie rodem z Martina czy Tolkiena brzmiała intrygująco i odświeżająco. Pochłonęłam przyjemną fantasy i poznałam zaskakująco odważną i nieustraszoną bohaterkę. Nix zaimponował mi wówczas tym, że osiemnastolatka miała nieco oleju w głowie i zdolna była to wykorzystać w sytuacji tego wymagającej. Książka i świat magii harmonijnie przedstawiał się w mojej wyobraźni, a ja z chęcią sięgnęłam po kolejny tom. „Lirael” opowiadała już o zupełnie innej bohaterce, całkiem różnej od Sabriel, bardziej ludzkiej i targanej wątpliwościami. Akcja również przyjemnie się komponowała i zapowiadała kontynuację w trzeciej książce. Z wielkimi nadziejami na spektakularne zakończenie zabrałam się za Abhorsen i… jak teraz widzę, postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko. 

Abhorsen podejmuje zdarzenia z poprzedniego tomu, powracają ci sami bohaterowie i ta sama przygoda. Jednakże gdy Lirael opowiadała także historię głównej bohaterki, jej losy na przestrzeni lat i przedstawiała ją nieco bardziej szczegółowo, tak Abhorsen skupia się tylko i wyłącznie na wędrówce głównych bohaterów przy akcji rozwleczonej do granic możliwości, czego po poprzednich dwóch tomach zupełnie bym się nie spodziewała. Stare Królestwo nie jest jakąś przełomową serią, ale moje doświadczenia z nią były całkiem przyjemne, ot, relaksująca i ciekawa historia o niegłupich bohaterach. Bardzo miło było wciągać się w świat wykreowany przez Nixa, poznawać rządzące nim reguły, zamieszkujące je rody czy inne tajemnice. Do pewnego momentu, bo w trzecim tomie było takich ciekawostek jak na lekarstwo, a i tak autor zakończył go bez godnego przytupu w moich oczach. 

Garth Nix po raz kolejny skupia się na kobietach. Kobietach silnych, odważnych, nieokazujących strachu, choć zaniepokojonych w środku, czasem odciążających mężczyzn. Zarówno Sabriel i Lirael miały ciężki orzech do zgryzienia, gorzej miała tu jednak Lirael, bo żadnego doświadczenia w byciu Abhorsenem nie miała, co w jej przygodach było bardzo emocjonujące. Z jednej strony takie ukazanie kobiet jest plusem, bo czasem trudno o wyrazistą damską postać, z drugiej jednak strony co z mężczyznami? Chciałabym choć w jednym tomie zobaczyć silną męską postać, która staje na wysokości zadania, a nie jest jedynie tłem na swojej kobiety. Cóż, to już wstęp do zupełnie innych rozważań, a ja poprzestanę na tym, że kreacja bohaterek Nixa przypadła mi do gustu. 

Stare Królestwo jest dla mnie serią ciekawą, przyjemną, nieco ograniczoną jeśli chodzi o przedstawiony w niej świat, ale wartą polecenia. Przy dwóch pierwszych tomach spędziłam wspaniałe godziny, przy ostatnim czasem kręciłam nosem, a zakończenie Abhorsen jako pewna klamra tych trzech powieści, cóż, spaliła na panewce. Miło było na jakiś czas uciec w prostą opowiastkę o walce dobra ze złem, o hordach zmarłych, o czarach, magach, nekromantach i przepowiedniach. Kreacja tej opowieści niestety ma pewne niedociągnięcia, co nie zmienia faktu, że z uśmiechem na ustach zwracam się w stronę Clariel, czyli prequela tej serii. A co z tego wyniknie, zobaczymy.

Ocena: 5/10

"Każdy ma wyznaczony swój czas umierania. Niektórzy o tym nie wiedzą, lub starają się ten moment opóźnić, ale tego nie da się zmienić."

środa, 11 marca 2015

"Lirael" Garth Nix

„Ja też się boję. (...) Wolę jednak bać się i działać, niż siedzieć i czekać, aż zdarzy się coś strasznego.” 

Czternaście lat od objęcia tronu przez Touchstone’a, Stare Królestwo zdaje się powracać do dawnej świetności. Król i jego żona Abhorsen mogą pochwalić się dwójką bystrych dzieciaków, ale zajęć, których się od nich oczekuje nie brak. Rodzina królewska robi co może, jednak zmarli zdają się przejmować krainę żywych. Zło zostaje ponownie obudzone, Clayry starają się ujarzmić nadchodzącą przyszłość, a dwójka nastolatków znajduje się w ostatnim miejscu, w jakim by chciała być. 
Lirael to córka Clayrów, rodu posiadającego dar Widzenia, czyli wizji możliwych przyszłości. Gdy poznajemy główną bohaterkę, ma ona czternaście lat. Lirael nie czuje przynależności do pradawnego rodu, w przeciwieństwie do jego członków ma ciemne włosy i jasną karnację, a co najważniejsze, wciąż nie posiadła daru Widzenia, podczas gdy młodsze koleżanki przeżywają swoje przebudzenie jedna po drugiej. Dziewczynie jest niezwykle ciężko i przechodzi trudne chwile, jednakże praca bibliotekarki w Wielkiej Bibliotece Clayrów ratuje ją przed pochopnymi decyzjami. Pięć lat później zmuszona jest opuścić lodowiec Clayrów i stawić czoła własnemu przeznaczeniu. Równolegle poznajemy księcia Sametha, rozpieszczonego i wybrednego nastolatka, który ani myśli przejmować rodzinne dziedzictwo i robi wszystko byleby nie podejmować się zajęcia Abhorsena, które oczekuje na niego jako na syna Sabriel. Sam odrzuca jednak wyznaczoną dla niego drogę i przez swoją dumę wpada w sam środek niebezpiecznych wydarzeń. 

W przeciwieństwie do pierwszego tomu Starego Królestwa, do Sabriel, w Lirael akcja jest dwutorowa. Niemalże jednocześnie poznajemy Lirael i Sametha, których drogi spotkają się parę lat później. Oboje uwikłani są w konflikt pomiędzy własną naturą a obowiązkiem na nich spoczywającym. Akcja jednak nie skupia się jedynie na tej dwójce bohaterów, a ucieka na boki odkrywając nowe wątki, czego w Sabriel nie było. Poznając młodą Abhorsen znaliśmy jej historię, ona sama wiedziała skąd pochodzi i kim jest, a Nix skupiał się jedynie na tym, co dotyczyło jej bezpośrednio. Sabriel była wyszkoloną dziewczyną, która dobrze wiedziała co robi i dlaczego ma postąpić tak, a nie inaczej. Lirael jest pewnym jej przeciwieństwem. Nie pasuje do rodziny, nie wygląda tak jak ona i nie potrafi tego samego. W jej kręgu jest odmieńcem i jest tego świadoma. Targają nią sprzeczne uczucia, ma swoje obawy, nachodzą ją wątpliwości, jednakże wie, że może liczyć jedynie na siebie. Nix ukazał tu emocje dziewczyny, czego jak na lekarstwo było u Sabriel, ona podchodziła do wszystkiego zadaniowo. W tym tomie autor otworzył swój świat na czytelnika, Stare Królestwo stało się krainą, a nie tylko nazwą. 

Akcja w Lirael nie pędzi tak jak w Sabriel, jest spokojniejsza, a co ważne, bardziej rozbudowana, ale opowieść Nixa wciąż czyta się bardzo przyjemnie. To taki swoisty powrót do korzeni gatunku. Nie podejmuję się jednak wybierania spośród obu tomów serii, są one kompletnie różne. Powracają tu jednak poprzedni bohaterowie, epizodycznie pojawia się Sabriel wraz z Touchstone’em, ponownie towarzyszy tam Mogget, tym razem jako kompan Sametha. Pojawiają się tu jednak zupełnie nowe miejsca, nie wracamy już do Wyverly College, a odwiedzamy Lodowiec Clayrów, który jest absolutnie kobiecym miejscem, świątynią kapłanek, które z trudnością dopuszczają do siebie gości z zewnątrz, a tam grobowce, tajemne podziemne przejścia, wielkie sale i korytarze oraz Wielka Biblioteka zawierająca sekrety Starego Królestwa. Jest to fascynujące miejsce, jednakże Lirael musi wyruszyć w podróż, która doprowadzi ją do kolejnych, nieznanych nam z poprzedniego tomu miejsc, a królestwo, co za tym idzie, staje się mniej odległe. 

W Lirael emocji nie brak, atmosfera mroku i grozy zbliża się powoli i stopniowo niczym zmarli. Tym razem jednak Nix przerwał swoją opowieść, której kontynuację podejmę już wkrótce w Abhorsenie. Polubiłam główną bohaterkę tego tomu, momentami przypomina swoją poprzedniczkę, ale w przeciwieństwie do niej, nie jest nieustraszona. Lirael pomimo strachu, który zdarza jej się odczuwać, stara się działać i pokonywać kolejne przeszkody. Garth Nix ponownie może pochwalić się kreacją silnej i odważnej bohaterki, którą wrzucił w swój świat wyobraźni. Barwne opisy, ciekawi bohaterowie, oddech Śmierci na karku i powolne kroki zmarłych za plecami to wszystko, czego mogłam oczekiwać. Bez wahania zanurzę się w świat Starego Królestwa znów, sięgając tym razem po Abhorsena.

Ocena: 7/10

sobota, 7 marca 2015

"Zbrodnia i kara" Fiodor Dostojewski

Co skłania człowieka do popełnienia zbrodni, do zamordowania drugiego człowieka? Duma, poczucie wyższości, ulżenie samemu sobie czy komuś innemu, motywy jak najbardziej szlachetne lub zupełnie niegodziwe? Czy istnieje sytuacja, w której morderstwo mogłoby być usprawiedliwione? Co jeśli jest to jednostka wybitna, a czyn ten jedynie to potwierdzi? Ktoś taki może mieć pewne niepisane prawo do usunięcia ze swojej drogi przeszkody. Przeszkody, która w jego życiu może zaważyć na jego sukcesie. Czy jeśli nasza ofiara zasługuje na taką karę, mamy przyzwolenie by ją zlikwidować? I czy będzie to świadectwo słabości czy bohaterstwa? 

Rodion Romanowicz Raskolnikow jest byłym studentem mieszkającym w malutkim pokoju na poddaszu w rozpadającym się apartamentowcu w rosyjskim Petersburgu. Jest nieco chorowity, ubrany w łachmany, nie ma więc zbyt wiele pieniędzy i często zdarza mu się mówić do siebie, ale jest mężczyzną dumnym i inteligentnym. Raskolnikow pełen wątpliwości i sprzecznych myśli planuje morderstwo lichwiarki, Alony Iwanowny. Rozpatrując ten okropny czyn, trafia do tawerny, gdzie poznaje Marmieładowa, zawodowego pijaczynę. Nowopoznany mężczyzna opowiada Raskolnikowowi o swojej chorej żonie, dzieciach i córce Sonii, która prostytucją zarabia na rodzinę. Rodion jako osoba zamknięta w sobie i odizolowana od społeczeństwa, staje się z czasem podporą tych nieszczęśliwych ludzi. Raskolikow decydując się na morderstwo myśli nie tylko o sobie, ale o matce i siostrze, które pragnie uwolnić od życia na cudzy koszt, o Marmieładowach i o biedocie Petersburga, która od lat wykorzystywana jest przez lichwiarkę. Zabijając Alonę, pozbawia życia także inną osobę, tym razem jednak zupełnie niewinną. 

Fiodor Dostojewski jest oczywiście znanym rosyjskim pisarzem i jednym z najlepszych światowych twórców portretów psychologicznych w literaturze. Jego dzieła pełne są polemiki z systemami politycznymi, zagadnieniami społecznymi czy religijnymi, a jego bohaterowie gnębieni własnymi demonami muszą określić siebie samych na tle takich czy innych wydarzeń. Za czasów Dostojewskiego Rosja była krajem, w którym wyrażanie swoich poglądów i myśli było wyjątkowo niebezpieczne. W Zbrodni i karze ukazuje studenta, czyli młodego, jeszcze lekkomyślnego, człowieka, który żyjąc według własnych, nie do końca przemyślanych idei, uważa, że stał się nowym Bogiem, lub jak też sam nawiązuje, nowym Napoleonem. Umykając cenzurze, Fiodor Dostojewski popełnił swoisty dziennik zabójcy, złagodzony do tego stopnia, by mógł być wydanym. 

Dostojewski skupia się na człowieku, jego problemach egzystencjalnych, na jego duszy, na wyzwaniach, przed którymi staje. Można by powiedzieć, że Zbrodnia i kara to kryminał. Jest to jednak zbyt powierzchowne stwierdzenie. Pomimo zbrodni, mordercy, śledczego i motywów, to coś więcej. Autor wzniósł swoją powieść na poziom powieści psychologicznej, w której zagłębia się w powody i konsekwencje zbrodni, a także stwarza obraz bohatera przed i po niej, uczucia nim targające, żądzę krwi, sprawiedliwości, a w końcu poczucie winy. Raskolnikow tworzy powieść monologiem, gdzie całkiem się odkrywa, ukazuje emocje i przeżycia mu towarzyszące, zakrawając na początki histerii czy zaburzenie osobowości. 

Rodion Romanowicz Raskolnikow na dwadzieścia trzy lata, jest wrażliwym facetem o nieco nerwowym usposobieniu. Często wpada w zadumę i niemalże traci kontakt ze światem. Nędza szarego Petersburga i sytuacja w jakiej się znajduje doprowadza go do strasznego czynu, który usprawiedliwia własną teorią. Raskolnikow uważa, że normy moralne nie obowiązują wszystkich. Według niego ludzie dzielą się na dwie grupy, na ludzi zwykłych i ludzi niezwykłych. Zahaczając tu o filozofię Nietzschego, nadludzie mają prawo przekraczać ów normy dla własnych idei. Ludzie zwykli nie są jednak gorsi, zwykłość nie uwłacza człowiekowi, znaczy jedynie to, że człowiek taki nie jest stworzony do kreowania świata, a poddania się nurtom. Rodion wpisuje się w kategorię ludzi niezwykłych, dzięki czemu może pozwolić sobie na dokonanie morderstwa. Korzystne zbiegi okoliczności jedynie utwierdzają go w tym przekonaniu. Jednakże nie kieruje się jedynie własnym dobrem. Pragnie pieniędzy i stabilnego życia dla matki i siostry, która z powodu biedy zmuszona zostaje do poślubienia bogatego, acz podłego człowieka. Łużyn, narzeczony Duni jest burżujem, który nie szanuje nikogo. Raskolnikow pragnie dla siostry godnego życia. 

Akcja Zbrodni i kary toczy się w Sankt Petersburgu, ówczesnej stolicy Rosji, mieście zaskakującym rozmachem, pozbawionym rosyjskiego klimatu, szarym i ponurym, co wpływa na nastroje bohaterów. Stolica Rosji nie emanuje nowoczesnością, jest obrazem społeczeństwa patologicznego pełnym chorób, alkoholizmu czy prostytucji. Dostojewski przedstawił Petersburg z niezwykłą dokładnością tworząc realistyczne tło z autentycznych ulic, budynków, mostów czy innych prospektów. Zbrodnia i kara dokumentuje faktyczne życie XIX-wiecznego Petersburga, a bohaterowie są przykładami niemal każdej grupy społecznej. 

Z miejsca zakochałam się w tej powieści Dostojewskiego i równie entuzjastycznie udałam się w podróż w głąb Rosji wraz z Raskolnikowem. Po raz drugi. Zbrodnia i kara ma wiele elementów, które mnie urzekają, poczynając od tych, o których już wspomniałam, przez trudną i złożoną relację pomiędzy Rodionem a Sonią, kończąc na wspaniale niedopowiedzianym zakończeniu. Powieść Dostojewskiego mówi o sumieniu, moralności, losie, koniecznej do poniesienia kary za popełnione winy i fanatycznym ulepszaniu świata. To także powieść o samotności, która prędzej czy później uwiera, bo każdy potrzebuje kogoś u swojego boku. Raskolnikow być może zmartwychwstał do nowego życia, jednakże prawda nie zawsze musi leżeć w Piśmie Świętym, a można ją znaleźć w drugim człowieku. 

"A jeżeli nie ma się do kogo zwrócić, jeżeli nie ma dokąd pójść?! Przecież musi być tak, żeby każdy człowiek miał dokąd pójść. Albowiem nadchodzi taki moment, kiedy człowiek za wszelką cenę musi dokądś pójść!"

 

środa, 4 marca 2015

Stosik 1/2015 aka Book Haul

Witajcie, kochani! Nadchodzi wiosna, a co za tym idzie, ja kichając nie zwlekam się z łóżka, otoczona lekami. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo tym sposobem pozostają mi dwa miesiące nauki na jakże zaszczytnym poziomie edukacji jakim jest liceum. Nie ironizując już, jestem znużona do granic możliwości, a gdy wyswobodzę się wreszcie z pęt matury, odetchnę pełną piersią. Gdy już to zrobię, a na karku poczuję złowrogi oddech dorosłości, zajmę się tym, na co czekam od dłuższego czasu. Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego...

Spuszczając nieco z tonu, dzisiaj przychodzę do Was ze stosikiem. Pierwszy w tym roku, skromny czy też nie, jest w dużej mierze zbieraniną egzemplarzy recenzenckich, na jakie jeszcze udaje mi się wykraść nieco czasu w przedmaturalnej gorączce. A zatem... Od lewej Z Archiwum X. Wyznawcy, czyli nostalgiczna podróż do uwielbianego niegdyś przeze mnie serialu oraz podwójna dawna emocji, za którymi nieświadomie tęskniłam - egzemplarz powieści graficznej od SQN (dla ciekawych Scully i Muldera, konkurs poniżej!). Następnie Kocha, lubi, szanuje... Alice Munro, czyli moje pierwsze spotkanie z noblistką oraz Amerykańska sielanka Philipa Rotha, który całkiem niedawno rozśmieszał mnie historią o pewnym Portnoyu, od Wydawnictwa Literackiego. Przekleństwa niewinności Jeffrey'a Eugenidesa to natomiast zakup własny na pewnej noworoczej promocji na Znaku za zawrotną cenę ledwo nastu złotych. Od Bussiness & Culture Maszyna do pisania Katarzyny Bondy, moja pierwsza książka tej pani, a zarazem ciekawa lekcja oraz Wiem o tobie wszystko Claire Kendal, książka która podbiła blogosferę, zobaczymy czy zasłużenie. Dalej od Wydawnictwa MG Sekret Charlotte Bronte oraz Zbrodnia i kara Dostojewskiego, którą czytam po raz drugi. Tym razem w cudownym wydaniu, a nie tak jak rok temu, w szkaradnym niebieskim opakowaniu z opracowaniem. Bo wiecie, ja tak skrycie wielbię tego rosyjskiego pisarza i czekam na kolejne jego powieści na mojej półce. 

Informacyjnie: do 13 marca trwa LOSOWANIE, w którym możecie wygrać egzemplarz Z Archiwum X. Wyznawcy, a wystarczy się jedynie zgłosić. Zapraszam! Z kolei 18 marca polską premierę ma Eleonora & Park, czyli Rainbow Rowell zawita w końcu do nas. Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Otwartego, a moją recenzję możecie przeczytać tu.

Czytaliście coś z powyższych? Jak wygląda Wasz marzec pod względem książkowym?