Eleanor
& Park porządnie poruszyła zagraniczną blogosferę i jako książka z gatunku
Young Adult wzbudzała ochy i achy w różnych sferach internetu. Nie mogłam więc
tego zignorować. Niektórzy wylewali nad nią wodospady łez, niektórzy byli tylko
wzruszeni. Mnie do płaczu nie doprowadziła, ale sprawiła, że usłyszałam w mej
głowie przeciągłe awwww... podczas jednej z uroczych scen, które niejednokrotnie
się tu pojawiały.
Do
rzeczy. Przenosimy się do roku 1988. Tam poznajemy chłopaka i dziewczynę,
którzy żyją w przekonaniu, że nigdzie nie pasują. Eleanor i Park poznają się w
autobusie, gdzie chcąc nie chcąc siedzą obok siebie. Dla dziewczyny to pierwszy
dzień w nowej szkole, gdzie z powodu jej sylwetki, która nie jest sylwetką
cheerleaderki o rozmiarze 36, słyszy wiele niemiłych słów. Rodzinie Eleanor
daleko do perfekcji, szczególnie ojczymowi, który terroryzuje jej bliskich, co
oczywiście odbija się na dziewczynie. Ta robiąc wszystko by być niewidzialną, z
wściekle rudymi włosami i niedopasowanymi ubraniami wyróżnia się jak tylko
może. Z kolei Park jest w połowie Koreańczykiem, który będąc typowym outsiderem
siedzi na samym tyle szkolnego autobusu, z słuchawkami na uszach i komiksem w
dłoni. Zaczynając od jazdy w krępującej ciszy, kończą czytając jeden komiks i
trzymając się za ręce. Tak rozpoczyna się opowieść o słodkiej, wzruszającej
pierwszej miłości.
Ucieszył
mnie fakt, że zostały tu nieco przełamane stereotypy tego typu powieści. Główna
bohaterka tym razem nie jest niska, szczupła i o pięknie kasztanowych włosach,
a należy do grubszych dziewcząt, nie czuje się dobrze w swoim ciele i ma parę problemów,
które nękają ją na co dzień. Ma duńskie korzenie, które nadały jej włosom
koloru, za którym wraz z ich kształtem, nie przepada. Eleanor zwykle nosi
męskie ubrania i rozwleczone swetry, z powodu czego również robione są jej
wyrzuty. Nie jest skończoną pięknością i nie bije rekordów popularności w
szkole, dlatego też staje się popychadłem dla innych dziewczyn.
Jej
problemy nie kończą się na szkole. Eleanor wracając do domu może spodziewać się
jedynie pijanego ojczyma, czwórki rodzeństwa, które tak jak ona nie jedzą
odpowiednio i zdenerwowanej matki, która przez swojego męża żyje w ciągłym
strachu. Na domiar złego dziewczyna nie ma nawet szczoteczki do zębów, drzwi w
łazience i czystych ubrań na zmianę. Z drugiej strony Park ma całkiem niezłe
życie. Nie ma najlepszego kontaktu z ojcem, ale wychowywał się w kochającej się
rodzinie, jego rodzice wciąż o niego dbają i zapewniają wszystko, co potrzebne.
Te kontrasty perfekcyjnie pokazują różnice pomiędzy codziennością tej dwójki,
jak każde z nich odbiera i interpretuje te same sytuacje.
Ta
książka była… dobra. Nie tak dobra jak się tego spodziewałam, ale czytało mi
się ją szybko i przyjemnie. Po pierwsze – romans. Powiedziałabym, że był to wątek
po prostu słodki i uroczy, ale to chyba wszystko. Nie była to raczej ta
prawdziwa i głęboka miłość, gdzie obie strony są równie zaangażowane. Elanor i
Park nie tyle co siebie pożądali, a potrzebowali siebie nawzajem w tym właśnie konkretnym
momencie ich życia. To taka licealna miłość, która sprawia, że nie możecie
oderwać oczu od obiektu swoich uczuć, ale nie łamie ona serca na maleńkie
kawałki, a należy do krótkich, naiwnych i intensywnych. To takie uczucie, o
którym myślimy, że będzie trwać wiecznie, ale kiedy dorastamy i spoglądamy w
przeszłość, jawi nam się jako miła przygoda, która po dziś dzień wywołuje
uśmiech na twarzy.
Eleanor
& Park to opowieść o szybkim zauroczeniu. Eleanor i Park siadają obok
siebie, wymieniają spojrzenia, czytają razem komiksy, aż w końcu zaczynają
rozmawiać i są po raz pierwszy tak zaintrygowani drugą osobą. Akcja toczy się
powoli, bohaterowie dzielą wiele cichych momentów, niespiesznie starają się
siebie poznać. Nie ma tu fajerwerków, nie przewracamy strony drżąc ze
zniecierpliwienia. Rowell nie stworzyła typowej akcji, kolejności wydarzeń czy
też wyraźnie przedstawionego problemu. Eleanor ma kiepską sytuację w rodzinie i
pomimo wszystkich niemiłych tego aspektów, nie ma tu konkretnego kłopotu, z
którym powinna się zmierzyć. Pojawia się dopiero pod koniec, taka mała
przygoda, która rozwiązuje wszystko. Eleanor jednak uparcie przed nią ucieka.
Eleanor
nie należy do miłych osób. Często złości się bez powodu, jest czasem
apodyktyczna i przesadnie samokrytyczna. Park z kolei jest cichy i delikatny,
jest tak uroczą i wielkoduszną osobą, że odnosiłam wrażenie, że osobowość
dziewczyny niekiedy go przytłaczała. Ta, jak już wspomniałam, miała przykrą tendencję
do uciekania od problematycznych sytuacji, niżeli stawiania im czoła.
Trudno
jest mi jednoznacznie ocenić Eleanor & Park. Rowell wywołała u mnie i
śmiech, i smutek. Historia była realistyczna i pomimo tych wielu, wielu
uroczych momentów nie była przesłodzona. I chociaż jestem do reszty
zgorzkniała, to od czasu do czasu lubię karmić moje zlodowaciałe serce takimi
opowieściami. To jest to. Krótka, niezobowiązująca lektura, która sprawia, że
gdzieś tam w środku robi się nam przyjemnie przyjemnie ciepło i wydobywa z nas
emocje, które wszyscy mamy, choć na co dzień ich nie okazujemy.
Ocena: 7/10
"Eleanor was right. She never looked nice. She looked like art, and art
wasn't supposed to look nice; it was supposed to make you feel
something."
Świetna ciekawa recenzja, ale co do samej powieści to nie wiem czy bym się skusiła. Może gdyby, znalazła ją w bibliotece czy gdzieś- to owszem, ale do kupna się nie spieszę.
OdpowiedzUsuńA ja bym się skusiła. Od pewnego czasu same thrillery i kryminały, może czas odłożyć na chwilę rozkładające się wszędzie zwłoki z wywlonymi jelitami i poczytać coś wzruszającego, przemawiającego do serca ;) Muszę sobie zapisać ten tytuł.
OdpowiedzUsuńhaha, nie kojarzę, bo nie pamiętam kiedy ostatni raz spotkałam kanara w jaworznickim autobusie xD
UsuńKsiążka wydaje się być bardzo przyjemna i idealna do czytania dla relaksu. Dawno nie czytałam nic gatunku Young Adult, więc pewnie chętnie poznałabym tę powieść :)
OdpowiedzUsuńSpodziewałam się czegoś przecudnego, ale zobaczę jak przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemna recenzja :) A książkę z wielką chęcią przeczytam, mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda.
OdpowiedzUsuńE&P robi internetową furorę, sama ilość fan artów i dyskusji (czasem niepochlebnych...) oraz wzbudzane emocje sprawiają, że bardzo chcę przeczytać tę książkę. Na razie zamówiłam sobie Fangirl tej samej autorki i zobaczę, jakie ona na mnie zrobi wrażenie. :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że może mi się podobać.
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że to niestety nie pozycja dla mnie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńChociaż Twoja recenzja jest świetna, to tym razem podziękuję ;)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się spodobała, wiesz może czy zostanie wydana w Polsce?
OdpowiedzUsuńKsiążka była po prostu urocza i mimo, że tak jak ty - nie uroniłam przy niej łez, to niezmiernie miło spędziłam z nią czas. Park był taki słodki, że aż chciałam wydrzeć go z opowieści i przytulić. :) Strasznie się cieszę, że książka tak jak "Fangirl" będzie w Polsce, bo to będzie doskonała okazja, by przypomnieć sobie historię E&P :) Myślę, że na poprawę humoru idealnie się nada. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Po opisie pomyślałam, że to kolejna książka, która niczym się nie wyróżni. Ale dalej napisałaś, że autorka przełamała trochę stereotypy do tego typu książek. Myślę, że jak nadarzy się okazja to z chęcią ją przeczytam. Najlepiej chyba się sprawdzi na wakacje, ale zawsze mogę przeczytać ją w kolejne ;)
OdpowiedzUsuńCo prawda nie czytam już YA, ale o "Eleanor i Park" rozmyślam od jakiegoś czasu właśnie ze względu na szum w zagranicznej blogosferze i na portalach książkowych - wydaje się być jedną z tych pozycji, które są uniwersalne pomimo przynależności do określonego gatunku :)
OdpowiedzUsuń