Pokazywanie postów oznaczonych etykietą filmy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą filmy. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 grudnia 2014

"Lśnienie" - King vs. Kubrick

Samotność to ciekawy temat. Dla jednych jest nagrodą, dla innych przekleństwem. Bycie sam na sam ze sobą nigdy nie jest dobre na dłuższą metę. Prędzej czy później sami się o tym przekonujemy tracąc kontakt ze światem zewnętrznym, rzeczywistością, a następnie z samym sobą. Przez długie miesiące samotność staje się torturą, najcięższą z udręk. Nie powinniśmy być sami. W końcu każdy potrzebuje kogoś obok, by nie stać się potworem dla samego siebie. Samotność sprawi jedynie, że poznamy się lepiej, niekoniecznie od tej dobrej strony. Z mroku i ciszy powstają demony.

Lśnienie to horror sam w sobie, interesująca powieść, podwójna ekranizacja, jedno z pierwszych dzieł Mistrza, aż w końcu klasyka gatunku. Opowieść uwielbiana na całym świecie, tak zwany majstersztyk, jedna z najstraszniejszych powieści amerykańskiego autora, Stephena Kinga. Bawi i straszy nas już od 1977, dałam się porwać i ja. Z Kingiem moja historia jest dość prosta. Mianowicie, zakochałam się od pierwszego wejrzenia, ba!, pierwszego przeczytania. Zaczęło się, gdy jako czternastolatka sięgnęłam po Miasteczko Salem, przyswajałam sobie tą historię kilka dni, by następnie maniakalnie, choć z należytym przestrachem w oczach, sięgać po następne książki Mistrza Grozy. A gdzie jestem dzisiaj? Dzisiaj wylądowałam w Panoramie, a teraz pozwól mi opowiedzieć Ci pewną historię. 

Lśnienie to historia Jacka Torrence’a, który pod koniec roku udaje się w góry, by tam zająć posadę dozorcy hotelu na okres zimowy. Wraz z nim wyjeżdża żona Wendy i ledwo sześcioletni syn Danny. Dla nich kilkumiesięczny pobyt z dala od cywilizacji ma być swego rodzaju terapią i pojednaniem rodziny po nieciekawych sytuacjach, które całkiem niedawno miały u nich miejsce. Zadaniem Jacka w hotelu Panorama jest utrzymanie go w jak najlepszym stanie, aż do sezonu, by mógł błyszczeć i kusić turystów swoimi walorami. Zima spędzona w całkowitym odcięciu od świata nieco przeraża Torrance’ów, lecz starają się dostrzec w wyjeździe formę wypoczynku, złapania oddechu. Jak się pewnie domyślasz po wstępie, Czytelniku, nic nie idzie zgodnie z planem.

Głównym bohaterem Lśnienia Kinga jest mężczyzna, który zdecydowanie nadużywał alkoholu, ma problemy z kontrolowaniem agresji, a i z żoną zbyt dobrze się ostatnimi czasy nie dogaduje. Wszelakie trunki sprowadziły go na samo dno, życie rodzinne, praca i kariera poleciały na łeb, na szyję. Do hotelowego życia Jacka i jego rodziny wkradają się pewne paranormalne motywy, rozpoczynając od nadzwyczaj utalentowanego Danny’ego (chłopiec potrafi bowiem czytać w myślach dzięki tzw. lśnieniu), a kończąc na wizytach dawnych lokatorów Panoramy. Stare budynki zawsze miały coś w sobie, a że ludzie lubią się bać, powstają historie o duchach. Taki oto nawiedzony hotel przedstawił nam King i był to strzał w dziesiątkę. Stephen King z typowym dla siebie gawędziarstwem rozpoczyna snuć historię Torrance’ów, która początkowo wcale nie straszna, wciąga nas wraz z nimi do Panoramy, gdzie przypadkowe stuknięcie piętro wyżej wzbudza naszą czujność, a w pustym pokoju czujemy na karku czyjś oddech. Książki Kinga nigdy nie były wybitnie łatwe w czytaniu. Początek każdej to powolne wprowadzenie w historię, stopniowe rozwijanie się akcji i budowanie napięcia w charakterystyczny sposób oraz język porządnie nasycony przekleństwami, które Stephen zręcznie wplata w wypowiedzi swoich bohaterów. Lśnienie nie było dla mnie lekturą na jeden wieczór i nie znam nikogo, dla kogo jakakolwiek książka tego autora byłaby tego typu doświadczeniem. Powoli wdrażałam się w historię morderstw, przekrętów i dziwactw Panoramy, ale także w studium szaleństwa Jacka Torrance’a. Jako miłośniczka książek Stephena, znów pokochałam klimat jego powieści, a ta długa podróż przez wspomnienia była dla mnie czystą przyjemnością.

Nie jest tajemnicą, że sam King nie polubił ekranizacji Lśnienia. Po przeczytaniu książkowej wersji czym prędzej zasiadłam przed telewizorem, by poznać i porównać historię Kubricka z oryginałem. Teraz jestem nieco bogatsza w to doświadczenie i chyba rozumiem dlaczego Stephen kręci nosem na filmowy odpowiednik. Kingowa wersja Lśnienia to opowieść o alkoholizmie, nałogu i wewnętrznych demonach. Historia, która według niektórych jest ubarwionymi wspomnieniami samego autora. Opis paranoi, bólu i smutku. Jack Torrance walczy z własnymi myślami, cytując Danny’ego – ze złą rzeczą. Koncepcja Kubricka była mniej paranormalna, a historia Jacka opierała się na szaleństwie. Szaleństwie, które doprowadza go do próby morderstwa najbliższych. Filmowa wersja Lśnienia z 1980 roku nie zyskała z początku największej grupy wielbicieli. Z czasem wiele osób przekonało się do uroku filmowego hotelu Overlook, lecz Stephen King definitywnie nie był jedną z nich. Autor stwierdził, że do ekranizacji wprowadzono zbyt wiele zmian i owszem, ta historia zdecydowanie odbiega od pierwotnej. Lśnienie Kubricka czaruje prostotą, zwyczajną tajemniczością i przerażającą muzyką, ale najbardziej urzekła, a zarazem przeraziła mnie w nim gra Jacka Nicholsona. I choć ta adaptacja spłaszczyła parę wątków i nie rzuciła mnie na kolana, to godnie oddała klimat, jeśli nie klimat Kinga, to chociażby hotelu Overlook.

Kubrick rozpoczyna widokiem górzystych terenów o wąskich i krętych drogach, po których Jack Torrance zmierza do wielkiego, zachwycającego przepychem hotelu Overlook, który u Kinga przedstawiał się jako Panorama. Następnie widzimy zdarzenia dobrze znajome z książki, aż w końcu rozmowę Danny’ego z Halloranem, czarnoskórym mężczyzną, który w sezonie jest hotelowym kucharzem. Dick Hallorann również posiada dar zwany lśnieniem, w książce jego postać miała duże znaczenie, w filmie odegrał małą, znikomą wręcz, rolę. Różnice widoczne są także w samym hotelu, w wersji Kinga baliśmy się pokoju o numerze 217, u Kubricka Danny wszedł zaś do pokoju 237. Ta zmiana nie miała żadnego wpływu na fabułę, zaszła jedynie na prośbę właściciela hotelu, w którym Lśnienie było kręcone. Nawiedzony pokój w prawdziwym hotelu mógłby wywołać zamieszanie wśród klientów, a pokój 237 był neutralny, gdyż w budynku go nie było. Kolejnym elementem jest przemiana Jacka. W książce stopniowo popada w fascynację hotelem odnajdując coraz to nowsze wycinki prasowe, w filmie z kolei jego przemiana następuje szybko i niespodziewanie. Jack Torrance w powieści Kinga zakrawa nawet na postać pozytywną, pomimo, że jest opętany przez hotel, odzyskuje resztki świadomości, by ratować syna, którego szczerze kocha. W filmie staje się on po prostu potworem, definicją zła, na której Kubrick opiera swoje dzieło. Niektóre elementy są jednak groteskowe, a niekiedy nawet przerysowane. U Kinga straszą nas wycięte z żywopłotu zwierzęta, które na oczach Jacka ożywają, u Kubricka ich rolę pełni labirynt, który można odczytywać na wiele sposobów, bo kto z niego wyjdzie jest zwycięzcą, a komu się to nie uda…

Kubrick pozostaje w konwencji horroru, rzeczy dzieją się nagle, zwykle chaotycznie, jest zło i dobro, nie ma niczego pomiędzy. Wymaga od widza ciągłego domyślania się, dopowiadania sobie niektórych rzeczy i interpretowania zjawisk, na które odpowiedzi jest niezliczenie wiele, co bądź co bądź może doprowadzić do błędu. Kubrick pokazuje nam zjawy, zło i obłęd, ale nie tłumaczy skąd się one wzięły. Tym bardziej zabija nam ćwieka zakończeniem, które pozostawia chyba najwięcej pytań bez odpowiedzi. Przypadło mi ono do gustu, u Kinga sielankowa scena końcowa wyrwała mnie całkowicie z klimatu Lśnienia, filmowa jej wersja pozostawiła zaś we mnie przyjemne uczucie zagadki. Hotel Overlook może stać niewzruszenie aż do maja, następnie przyjmie nowych gości, nowych dozorców, którzy podzielą los poprzednich, los Jacka Torrance’a.

Stephen King przedstawił nam horror o lekkim zabarwieniu psychologicznym i niejednoznacznego bohatera, który stał się ofiarą. Kubrick za zadanie obrał sobie stworzenie horroru najklasyczniejszego z klasycznych. Muzyka, kamera i tajemnicze zakończenie. Klasyka. Choć w porównaniu z książką może nie zachwycać, to nie bez powodu wpisał się na listę dzieł wielkich, ponadczasowych. Lśnienie z genialnym Jackiem Nicholsonem zapadło w pamięci i myślę, że o to właśnie chodziło. Czy ktoś wie co naprawdę stało się w hotelu Overlook? Duchy, obłęd czy choroba więzienna, którą nam sugerowano? Przekaz jest jednak prosty, zarówno King, jak i Kubrick ukazali, że największym złem na świecie jest człowiek. To siebie powinniśmy się najbardziej obawiać. Lśnienie to studium ludzkiej psychiki, która nie wiadomo jak silna może zawieść, i która słaba, może przejść wielką przemianę.

czwartek, 22 sierpnia 2013

A o co chodzi z "Miastem kości"?

Hello, hello!
Ostatnio jestem dość zajęta, ale wczoraj wykradłam odrobinę czasu i wybrałam się na premierę "Mortal Instruments: City of Bones".
I co ja Wam chciałam powiedzieć... ekranizacja jednej z moich ulubionych książek była niesamowita!

[SPOILERS] Może najpierw przybliżę jednak fabułę "Miasta kości" tym, którzy jej nie znają. Główną bohaterką książki jest mieszkanka Nowego Jorku - Clary Fray. Pewnego wieczoru będąc w klubie ze swoim przyjacielem Simonem, jest świadkiem morderstwa, którego nie widzi nikt prócz niej samej. I tak zaczyna się jej przygoda z demonami i nocnymi łowcami. Następnie jej matka znika z domu,
w którym Clary odnajduje niemałe spustoszenie, a gdyby tego było mało, zostaje zaatakowana przez demona. Na ratunek przybywa Jace, nocny łowca, którego widziała w klubie. Clary i Jace zakochują się w sobie, a dziewczyna wkracza w świat nocnych łowców, odkrywając przy tym więzy rodzinne, które zostały przed nią mocno zatajone.

W filmie specjalnie nie było dla mnie żadnych braków w postaci fragmentów, których oczekiwałam, akcja ani na chwilę nie zwalniała,
a i aktorzy niemało mnie zaskoczyli. Gdy usłyszałam, że postać Jace'a ma odgrywać Jamie Campbell Bower, lekko się wzdrygnęłam, ponieważ był on przeciwieństwem Jace'a, którego sobie wyobraziłam. Ku mojemu zaskoczeniu spisał się na medal i rozwiał wszelkie moje wątpliwości co do niego, jako głównego bohatera.
Podobny problem miałam z Lily Collins, która z początku też jakoś mi tam nie pasowała. Teraz jestem pod ogromnym wrażeniem i Lily już zawsze będzie w mojej głowie Clary Fray.

Książki oczywiście żaden, jakkolwiek dobry film nie zastąpi, ale i tak chylę czoła przed scenarzystami i całą obsadą.
Jestem oczarowana i obejrzę go jeszcze wiele, wiele razy.


___________________________________________________________________________________

Po zakończeniu filmu wybrałyśmy się na kawę i do parku, by zabić trochę czasu przez moimi lekcjami angielskiego. Pogoda wczoraj nawet nam dopisała, wolę takie chłodniejsze dni niż upały, więc ostatnia pogoda jest dla mnie idealna. :)



Czytaliście książkę, a może byliście już w kinie? Co sądzicie?
Miłego dnia!