sobota, 31 sierpnia 2013

Bo wakacje się już kończą...


Hello!
Nie chcę Wam psuć nastroju gadaniną o tym, że sierpień praktycznie już za nami, więc dużo na ten temat nie wspomnę.
A powiem o tym, co już było, bo chcę zrobić małe podsumowanie.

Było dobrze, naprawdę dobrze. Lubię te wakacje. Pomimo, że nic specjalnego nie zrobiłam, nie byłam w żadnym szczególnym miejscu, o którym mogłabym tu opowiedzieć, moje wakacje były, jeszcze naprawdę przyjemne. W lipcu postawiłam na odpoczynek. Trochę posiedziałam w domu, trochę na wsi. Wieś jest dobra, dobra dla mnie jedynie na tydzień czy dwa, na krótki okres czasu. Można się wyciszyć, odpocząć od zgiełku miasta, hałasu... Za długo jednak bym tego nie zniosła, cisza stałaby się wymyślną torturą. Do zdjęć wracam z uśmiechem, lubię to miejsce i zawsze tam chętnie wrócę.

Sierpień to już zupełnie inna bajka... Wprowadziłam się w pewną rutynę, nie nudziłam się, ciągle miałam coś do roboty i to też było dobre. Kurs angielskiego zajmował mi czas trzy razy w tygodniu, ale jednocześnie pozostawiał mnóstwo wolnego czasu, więc mi go nie brakowało. Było bardzo przyjemnie, nauczyłam się kilku nowych rzeczy i poznałam fajnych ludzi. Co jak co, ale w ostatni czwartek było nam trochę żal, że to już koniec kursu. :)

Wrzesień o dziwo mnie nie przeraża, ale to może dlatego, że jeszcze nie dotarło do mnie jak niewiele czasu zostało... Mam nadzieję, że głupot tu nie gadam, jednak naprawdę nie uśmiecha mi się pół dnia w szkole, dlatego też na kalendarz nawet nie zerkam...

U góry możecie znaleźć piosenkę z jednego z moich ulubionych musicali, czyli Grease. Piosenka wakacyjna, piosenka letnia, piosenka
o miłości. Zawsze poprawia mi humor.


Podsumowując...
W wakacje odpoczęłam, spędziłam trochę czasu z rodziną, kilka razy wybrałam się gdzieś ze znajomymi, przeczytałam parę interesujących książek, zaprzyjaźniłam się z serialami takimi jak Hannibal, The Walking Dead czy Teen Wolf.

A teraz fotograficznie...

głównie zdjęcia z wypadów do kina, nad zalew czy spacer po łąkach

iii... jeszcze raz Kraków!

książki, książki, książki, trochę zdjęć do albumu i ekranizacja "Miasta kości"

na pierwszym i ostatnim zdjęciu mój zacny kot - Iva ♥,
w sierpniu dostałam także kilka pocztówek od znajomych za co ogromnie dziękuję!

mój prawie codzienny widok w sierpniu... z balkonu klasy w szkole językowej.
Wrzesień wciąż wydaje się lekko nierzeczywisty, proponuję więc byśmy szczęśliwie żyli wakacjami przez ten weekend... oraz, żebym nie zapomniała, szczęśliwego dnia blogera!

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Recenzja: "Z innej bajki" Jodi Picoult & Samantha van Leer



Jeśli jesteś miłośnikiem książek z pewnością chociaż raz czułeś się szczególnie związany z bohaterem książki, prawda? Czy z żalem okładałeś powieść na regał kończąc tym samym przygodę i chcąc, by Twoja ulubiona postać była prawdziwa? A co jeśli ktoś powiedziałby Ci, że tak się da? Że możesz jej dotknąć, chwycić za rękę, porozmawiać czy spojrzeć głęboko w oczy, by odnaleźć cień dawnych przygód…

Z innej bajki to powieść wyjątkowa, ponieważ jest pisana przez matkę i córkę. To rzadko spotykany pomysł, szczególnie kiedy, jak sami czytamy, to Samantha wyszła z inicjatywą napisania tej niezwykłej historii. A co jeszcze dziwniejsze, Jodi i Samantha napisały… bajkę. Prawdziwą bajkę, historię z księciem, księżniczką, królestwem, czarnym charakterem i szczęśliwym zakończeniem.

Akcja w powieści toczy się na trzech torach, które się przeplatają i mieszają ze sobą… zresztą, sami zobaczycie. Z początku poznajemy Delilah McPhee, nieśmiałą piętnastolatkę, która życie spędza z nosem w książce. Pewnego dnia jej uwagę w bibliotece przyciąga bajka. Bajka o księciu Oliverze. Dziewczyna nie może się od niej oderwać i czyta ją tyle razy, że po krótkim czasie zna ją na pamięć. Delilah wciąga się w świat księcia, który ratuje księżniczkę Serafinę
z opresji i oczywiście – żyją długo i szczęśliwie.

Ale, ale… Kiedy tylko czytelnik zamyka książkę, Oliver odskakuje od pięknej księżniczki, która jest tylko głupiutką blondynką, jego rumak jest jedynie zakompleksionym parzystokopytnym, a czarny charakter już nie jest taki straszny jako dentysta w bajkowym królestwie. Książę Oliver jednak ma dość odgrywania wciąż i wciąż tej samej bajki i chciałby przenieść się do Innegoświata, czyli tego prawdziwego. Sam jednak nie może tego zrobić, więc próbuje skontaktować się z czytelnikiem swojej książki, co nie należy do zadań najprostszych. Tak oto poznaje Delilah. Ta oferuje księciu swoją pomoc i z całych sił próbuje uwolnić Olivera od losu jaki zgotowała mu autorka powieści.

Jodi Picoult wraz ze swoją córką stworzyły piękny, hipnotyzujący czytelnika świat. Przenosimy się do bajki, takiej prawdziwej bajki, gdzie wszystkie bajkowe rzeczy są na porządku dziennym. Autorki dotykają tu sentymentu każdego mola książkowego. Każdy z nas gdybał sobie kiedyś ‘jak to byłoby mieć za przyjaciela…’, jestem pewna. Z innej bajki to opowieść nie tylko dla tych młodszych, to opowieść dla wszystkich. To trochę tak jak z Małym księciem, każdy znajdzie tam coś dla siebie, bo jedyne czego potrzebujesz,
by zagłębić się w tą historię jest jedynie wyobraźnia.

Postaci nie da się nie lubić. Delilah jest świetną dziewczyną, która chodzi w głową w chmurach (a może w tym wypadku w książkach?), ale sama ma jednak niemałe problemy wśród rówieśników, przez których nie jest akceptowana. Olivera zaś cenię za ogromną determinację, którą wykazał się, by osiągnąć swój cel. Jest wesoły, pomysłowy i wierzy, wierzy w powodzenie planu, który jest jego przepustką do prawdziwego świata i do Delilah.

Nie mogłabym nie zwrócić tutaj uwagi na przepiękną oprawę graficzną jaką może pochwalić się Z innej bajki. Pierwszy raz spotkałam się z książką, która ma różnokolorowe czcionki ze względu na to, gdzie akcja jest rozgrywana. Przebieg wydarzeń z punku widzenia Olivera, Delilah oraz treść samej bajki mają inne kolory. Bardzo spodobały mi się także małe obrazki, które nawiązują do fabuły
i uatrakcyjniają samą książkę. 

Z innej bajki to dopiero debiut młodej Samanthy, ale chylę czoła przed świetnym pomysłem, na który wpadła i mam nadzieję,
że jeszcze nie raz o niej usłyszymy, bo zapowiada się naprawdę, naprawdę dobrze.

Polecam i młodszym czytelnikom, i tym nieco starszym. Z innej bajki jest powieścią z pewnością nietypową, która może być dla każdego miłą odskocznią od szarości dnia. Każdy z nas potrzebuje w życiu trochę magii, prawda?

Ocena: 8/10 

"Może zamiast myśleć o tym, czego ci brakuje, skupisz się na tym, co masz w zasięgu ręki?"


czwartek, 22 sierpnia 2013

A o co chodzi z "Miastem kości"?

Hello, hello!
Ostatnio jestem dość zajęta, ale wczoraj wykradłam odrobinę czasu i wybrałam się na premierę "Mortal Instruments: City of Bones".
I co ja Wam chciałam powiedzieć... ekranizacja jednej z moich ulubionych książek była niesamowita!

[SPOILERS] Może najpierw przybliżę jednak fabułę "Miasta kości" tym, którzy jej nie znają. Główną bohaterką książki jest mieszkanka Nowego Jorku - Clary Fray. Pewnego wieczoru będąc w klubie ze swoim przyjacielem Simonem, jest świadkiem morderstwa, którego nie widzi nikt prócz niej samej. I tak zaczyna się jej przygoda z demonami i nocnymi łowcami. Następnie jej matka znika z domu,
w którym Clary odnajduje niemałe spustoszenie, a gdyby tego było mało, zostaje zaatakowana przez demona. Na ratunek przybywa Jace, nocny łowca, którego widziała w klubie. Clary i Jace zakochują się w sobie, a dziewczyna wkracza w świat nocnych łowców, odkrywając przy tym więzy rodzinne, które zostały przed nią mocno zatajone.

W filmie specjalnie nie było dla mnie żadnych braków w postaci fragmentów, których oczekiwałam, akcja ani na chwilę nie zwalniała,
a i aktorzy niemało mnie zaskoczyli. Gdy usłyszałam, że postać Jace'a ma odgrywać Jamie Campbell Bower, lekko się wzdrygnęłam, ponieważ był on przeciwieństwem Jace'a, którego sobie wyobraziłam. Ku mojemu zaskoczeniu spisał się na medal i rozwiał wszelkie moje wątpliwości co do niego, jako głównego bohatera.
Podobny problem miałam z Lily Collins, która z początku też jakoś mi tam nie pasowała. Teraz jestem pod ogromnym wrażeniem i Lily już zawsze będzie w mojej głowie Clary Fray.

Książki oczywiście żaden, jakkolwiek dobry film nie zastąpi, ale i tak chylę czoła przed scenarzystami i całą obsadą.
Jestem oczarowana i obejrzę go jeszcze wiele, wiele razy.


___________________________________________________________________________________

Po zakończeniu filmu wybrałyśmy się na kawę i do parku, by zabić trochę czasu przez moimi lekcjami angielskiego. Pogoda wczoraj nawet nam dopisała, wolę takie chłodniejsze dni niż upały, więc ostatnia pogoda jest dla mnie idealna. :)



Czytaliście książkę, a może byliście już w kinie? Co sądzicie?
Miłego dnia!

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Recenzja: "Wróżbiarze" Libba Bray



Przychodzę dzisiaj do Was z powieścią, która niesamowicie długo, a może nawet zbyt długo, leżała nietknięta na moim regale. Teraz, po skończonej lekturze, mogę Wam powiedzieć, że nie rozumiem dlaczego nie zabrałam się za nią wcześniej. Książkę o ilości ponad 600 stron pochłonęłam w kilka dni i jestem pewna, że sięgnę po kontynuację, kiedy ta tylko ujrzy światło dzienne.
Ale do rzeczy…

Przenieśmy się w lata dwudzieste ubiegłego wieku. Nowy Jork, prohibicja, wzrost gospodarczy, migracje z całego świata do miasta marzeń, rewie taneczne, jazz i hektolitry dżinu. Historia ta to czysta fantastyka, tło historyczne jednak jest tu dodatkowym smaczkiem, bo wyraźnie czuć klimat rosnącej w siłę Ameryki.

Od czego zaczynamy? Zaczynamy poznając siedemnastoletnią Evie O’Neill,
która jak większość młodych prowadzi imprezowy tryb życia. Dziewczyna jednak wciąż i wciąż pragnie więcej. Pragnie obracać się w kręgach pięknych, bogatych i sławnych ludzi, ale jest to niemożliwe, gdyż mieszka ze swoją rodziną w małym miasteczku w Ohio. Evie jednak ze swoją tajemniczą mocą
i charakterem gwiazdy, nie pasuje do tak ograniczonego życia jakie jest zmuszona prowadzić. 

Podczas jednej z imprez w jej rodzinnym mieście z pomocą swojej mocy, Evie wywołuje skandal. Rodzice, którzy mają już dość wybryków córki, nie pozostawiając żadnego wyboru, za karę odsyłają dziewczynę na kilka miesięcy do wuja, gdzie Evie nie będzie miała kontaktu z przyjaciółmi i znajomymi. Wuj akurat mieszka w Nowym Jorku, co dla naszej bohaterki jest niesamowitą szansą na życie w świetle reflektorów i zabawę do białego rana. Kara jest dla Evie spełnieniem marzeń.

Niedługo po przybyciu dziewczyny do wielkiego miasta, ma miejsce pierwsze morderstwo. Wuj Evie wraz ze swoim asystentem Jericho, prowadzi Muzeum Amerykańskiego Folkloru, Przesądów i Wiedzy Tajemnej. Jest również wykładowcą i specjalistą od zdarzeń paranormalnych, dlatego też zostaje wezwany na miejsce zbrodni, by zbadać okultystyczny symbol pozostawiony na ciele ofiary. Rozpoczyna się śledztwo, a wraz z nim kolejne rytualne morderstwa. Evie chcąc wykazać się odwagą, na własne życzenie zapędza się w sam środek tajemnicznych morderstw, przy czym nieocenioną pomocą jest jej niezwykły dar.

Pomimo, że głównym wątkiem książki jest właśnie zagadka morderstw popełnianych w Nowym Jorku, zagłębiamy się jeszcze w poboczne historie. Odkrywamy zdolności także innych postaci w powieści, czyli Wróżbiarzy – jak głosi sam tytuł. Wspomniany jest także Ku Klux Klan czy legenda o Liberty Anne, a religijne teksty przy ciałach ofiar dodają nieco dreszczyku i łączą się w spójną całość. Zachowania grup etnicznych, gangsterzy, opisy rewii czy nocnych klubów zadziwiają i pozwalają całkowicie zatracić się
w atmosferze epoki.

Z początku nie byłam wielką fanką głównej bohaterki. Evie była dla mnie nikim więcej niż rozpuszczoną i rozkapryszoną dziewczyną, dla której najwyższym priorytetem była zabawa. Nie spodziewałam się, że tak bardzo ją polubię. Z czasem podbiła moje serce, jej denerwujące teksty i cięte riposty mnie rozśmieszały, a i z czasem ta ekscentryczna dziewczyna zaczęła przypominać mi mnie samą. Evie poświęciła się dla sprawy, była niesamowicie odważna, gdy nie było czasu na wahanie się, szybko podejmowała słuszną decyzję.

Kolejną postacią, którą poznaliśmy trochę bliżej był Memphis Campbell – ciemnoskóry chłopak z Harlemu, kiedyś posiadacz ogromnego daru. Poeta i marzyciel, który pragnie życia artysty. Szczególnie polubiłam także wesołego kieszonkowca, Sama Lloyda oraz tancerkę rewiową, Thetę, której niewesoła przeszłość przywiodła do Nowego Jorku, gdzie mogła zacząć nowe życie.

Libba Bray stworzyła ciekawą zagadkę, historię, która wciąga bez reszty, i która pozostawiła mnie w oczekiwaniu na drugi tom. Oryginalny pomysł, który mam nadzieję, że będzie godnie kontynuowany. Gorąco polecam fanom oryginalnych pomysłów na książkę młodzieżową czy lekkiej fantastyki, która będzie miłym oderwaniem od codzienności.

Ocena: 9/10

„Idealizm to jedynie ucieczka od rzeczywistości. Nie ma utopii.”

sobota, 17 sierpnia 2013

Tyle wygrać, czyli co nowego u mnie...

Hello!
Dzisiejszy post będzie o nowościach książkowych i tych trochę innych, które ostatnio u mnie zagościły, ale najpierw parę słów
o pocztówkach...
Uwielbiam otrzymywać pocztówki, co może dla niektórych tu jest znanym faktem, a i w domu mam sporą kolekcję przeważnie
z postcrossingu. Nałogowo wysyłałam je szczególnie w zeszłym roku i takim sposobem uzbierało się ich ponad sto. Kilka z nich zdobi ścianę w moim pokoju, reszta spoczywa w pudełku. Wielkim minusem w takiej wymianie pocztówkami jest jednak koszt znaczków, który wzrósł w tym roku.
Dlatego też ostatnio bardzo przystopowałam z wysyłaniem, ale chcę to wznowić w przyzwoitych ilościach miesięcznych. :)
W tym tygodniu otrzymałam piękną pocztówkę z Karwii, gdzie miała okazję być moja koleżanka Rozalia. Dziękuję Ci bardzo!


________________________________________________________________________________________________________


Kilka dni jedynie czekałam na wielką przesyłkę z księgarni internetowej i się doczekałam. A w dodatku dostałam późny prezent urodzinowy, za co oczywiście dziękuję! 


I don't buy books. I adopt them.

  • Jodi Picoult & Samantha Van Leer "Z innej bajki" - ciekawa jestem jak wypadnie duet Jodi z córką. 
  • Stephen King "Joyland" - nowość Kinga obowiązkowo!
  • Carole Nelson Douglas "Dobranoc, panie Holmes" - przypadkowy wybór, fabuła zapowiada się bardzo ciekawie, oby mnie nie zawiodła.
  • Charolotte Brontë "Profesor" - zawsze chciałam zainteresować się trochę klasyką, teraz mam na to czas.
  • Elizabeth Gaskell "Ruth" - przyciągnęła mnie swoją okładką, ale jak się okazało historia również ciekawa, klasyka po raz drugi!
  • Katarzyna Berenika Miszczuk "Wilk" i "Wilczyca" - bardzo spodobały mi się książki pani Miszczuk o diablicy Wiktorii, a te są prezentami urodzinowymi.
  • Jodi Picoult "Czarownice z Salem Falls" - czas zapoznać się z książkami Jodi Picoult, a o tej powieści słyszałam same dobre rzeczy.
  • Tamora Pierce "Klątwa opali" - nowość, która mnie ostatnio zainteresowała. 
  • Trudi Canavan "Gildia magów" - to już nie taka znowu nowość, polecona przez koleżankę, a ja ufam jej gustowi literackiemu; pierwsza część cyklu o Kyralii.
  • Trudi Canavan "Nowicjuszka" - druga część cyklu o Kyralii.
 
sweterek w paski - Tally Weijl | koszulka z motywem jeleni - New Look



Czytaliście którąś z powyższych książek?
Pooszukujmy się, że połowa lipca jeszcze nie minęła...

wtorek, 13 sierpnia 2013

Recenzja: "Igrzyska śmierci" - Suzanne Collins



Jeśli sądzisz, że Igrzyska śmierci, to kolejna młodzieżówka, która nie wniesie nic nowego i będzie powtarzać stare schematy, to jesteś w błędzie. A ja postaram się Ciebie z niego wyprowadzić. 

Główną bohaterką powieści, o której mówimy jest Katniss Everdeen, zamieszkała w Dystrykcie 12. Przedstawiona jest tu rzeczywistość w futurystycznym Panem, które dzieli się na dwanaście dystryktów, a na czele których stoi trzymający wszelką władzę Kapitol. Dystrykt 12 to dystrykt ostatni, a co za tym idzie – najbiedniejszy. Nasza główna bohaterka nie ma w życiu łatwo. Po śmierci ojca, który był górnikiem, wyżywia swoją rodzinę, w skład której wchodzi zamknięta w sobie matka i młodsza siostra Prim. Ma przy sobie jednak oddanego przyjaciela Gale’a, towarzysza polowań, który tak jak Katniss, utrzymuje swoją rodzinę.

W ramach nauczki za dawny bunt w nieistniejącym już Dystrykcie 13, Kapitol co rok w czasie dożynek organizuje Głodowe Igrzyska. Każdy dystrykt ma wydać Kapitolowi jedną dziewczynę i jednego chłopca w wieku pomiędzy 12 a 18 rokiem życia. Trybuci wybrani poprzez losowanie mają wziąć udział w walce na śmierć
i życie, gdzie tylko jedna z 24 osób może wygrać. Na arenie, gdzie toczy się cała akcja jest umieszczonych wiele kamer, dzięki którym mieszkańcy całego Panem wiedzą co dzieje się z trybutami, a to dla nich nieoceniona rozrywka. Nieco zwichrowani mieszkańcy Kapitolu są największymi entuzjastami tego telewizyjnego show. Głodowe Igrzyska nie są dla nich niczym złym, to świetne widowisko i zabawa.
Trybutami z dystryktu 12, na którym się skupiamy, są Peeta Mellark i Katniss Everdeen, która zgłasza się na „ochotnika”, by ochronić swoją siostrę młodszą siostrę przed udziałem w igrzyskach.

Narratorką historii jest sama Katniss, dzięki czemu jesteśmy w samym centrum igrzysk, gdzie organizatorzy nie oszczędzają uczestników, manipulując i naginając zasady tak, jak im się podoba. Przechodzimy poprzez zwątpienie, nadzieję, żal, bezsilność
i wszystkie emocje, które targają naszą bohaterką podczas walki o życie na arenie. 

Moją ulubioną postacią drugoplanową jest największy cynik tej powieści, czyli Haymitch. Wiecznie niedysponowany mentor uczestników z dwunastki okazał się dla mnie jednym z najmądrzejszych wśród ludzi w tym dziwnym świecie. Wie jak zagrać na emocjach widzów Głodowych igrzysk, wie co robić, by zdobyć sponsorów, choć jego metody nie zawsze są fair w oczach Katniss. Haymitch jednak robi wszystko, by utrzymać swoich podopiecznych przy życiu.

Na pierwszy plan wychodzi oczywiście próżne i wynaturzone społeczeństwo stolicy Panem. Nie znajdziemy tam ludzi biednych, o nie. Pomiędzy Kapitolem a dystryktem 12 jest przepaść, to inny świat, inna rzeczywistość…
Suzanne wykreowała niesamowity świat, który poprzez swoją brutalność i znieczulicę zmusza czytelnika do refleksji i poświęcenia kilku minut na zastanowienie się czy nasza rzeczywistość tak naprawdę bardzo różni się od rzeczywistości w Panem.

Wizja przyszłości i tego, do czego dążymy nie jest tu zbyt szczęśliwa, autorka nie oszczędziła nam kilku brutalnych scen, ale też nie jest ich tu za dużo. Pomimo wszystko zdziwiło mnie jednak to, że Igrzyska śmierci znajdę w bibliotece na dziale dziecięcym. Igrzyskami żyłam już po raz drugi, lecz powieść jest tak samo wciągająca jak za pierwszym razem.
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, a i na pewno na długi czas nie da o sobie zapomnieć.


Ocena: 10/10

"Chcę dowieść, że jestem kimś więcej niż zaledwie pionkiem w ich igrzyskach."

piątek, 9 sierpnia 2013

new energy.

Hello!
Sierpień już z początku dał mi niezłego kopa energii, bo jestem raczej z tych, którzy lubią mieć coś do roboty. W przeciwieństwie do minionego tygodnia, całdzisiejszy dzień przesiedziałam w domu, ale czasem chyba sobie na taki mogę pozwolić. :)
Ostatnio prawie codziennie jestem Katowicach, od sierpnia zaczęłam kurs angielskiego i trafiłam tam na bardzo fajnych ludzi, więc nauka w wakacje nie musi być katorgą (szczególnie kiedy poszłam tam z własnej nieprzymuszonej woli).

Dziś o taka sklejka fotek z lipca i sierpnia, bo mixów dawno nie było:




21 sierpnia premiera Miasta Kości, pierwszej części jednej z moich ulubionych książkowych serii. Na premierę obowiązkowo się wybieram, nie przegapiłabym tego! Ktoś jeszcze z Was się wybiera? :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Recenzja: "Trafny wybór" J.K. Rowling



Z recenzją przychodzę dość późno, ale sądzę, że lepiej później niż wcale.

J.K. Rowling, wszystkim znana J.K. Rowling. Nie muszę mówić z czego znana, ba!, nie wypadałoby. Jako pokolenie, które miało zaszczyt być w samym centrum Potteromani muszę przyznać, że niesamowicie obawiałam się tej książki. 
Z jednej strony byłam ogromnie ciekawa, co autorka mojego dzieciństwa umieściła w swej najnowszej powieści, z drugiej myślałam nad tym czy na Potterze nie powinno się to wszystko zakończyć. Z wielkim hałasem przyszedł 
do nas Trafny wybór – książka dla dorosłych. Były pytania, były niepewności. Ostatecznie dla mnie Trafny wybór okazał się dość trafnym wyborem.

Więc jak to się zaczyna? Umiera Barry Fairbrother, mieszkaniec małego miasteczka zwanego Pagford, a jednocześnie członek Rady Gminy. Barry’ego wszyscy znają i wszyscy kochają, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać, gdybyśmy z kolejnymi rozdziałami nie wdrażali się w życie prywatne kolejnych mieszkańców Pagford. Jedni płaczą, drudzy są niewzruszeni śmiercią Fairbrothera, a Ci trzeci ostrzą sobie zęby na wakat, który zwolnił się wraz ze śmiercią Barrego. Ten zaś zasiadając w Radzie miał zarówno wielu zwolenników swoich poglądów jak i przeciwników. Wielka wojna toczy się o osiedle Fields, które zamieszkałe jest przez tzw. „margines społeczny”. Jest to miejsce pełne narkomanii, prostytucji i zjawisk, z którymi pagfordczycy nie chcą mieć nigdy do czynienia, bo psuje to obraz spokojnej i wzorcowej społeczności jaką jest Pagford. Tacy jak Barry uważają jednak, że Fields należałoby zintegrować z ich miastem, co miałoby pozytywny wpływ na to nieszczęsne osiedle. Nie wszystko jest jednak takie proste jakie mogłoby być, jeśli chodzi o władzę. Władza to potęga. Władza przyciąga każdego. Pagford pogrąża się w chaosie, na światło dzienne wychodzą tajemnice, których nikt nie powinien znać, idee zaślepiają zdrowy rozsądek…

Pagford to typowe miasteczko, którego mieszkańcy znają się na wylot, co dzień wymieniają uprzejmości i utrzymują wszystkie pozory, które zachować powinni w towarzystwie. Dopiero później wychodzą na wierzch kłamstwa, plotki i sekrety. Czytając Trafny wybór poznajemy kolejne rodziny zamieszkałe w Pagford, ich codzienność czy problemy, które zarysowują się nieco inaczej z różnych punktów widzenia. Tutaj każdy się z czymś zmaga, każdy ma swoje demony, każdy błądzi i podejmuje złe decyzje. Nikt nie ma tu łatwo, królują przemoc, nietolerancja czy obojętność na czyjąś krzywdę.

Cała ta historia zmusza do refleksji. Mamy tu przekrój klas i pokoleń, każdy znajdzie coś dla siebie. Lecz nie mogę powiedzieć, że Trafny wybór czyta się jednym tchem. Jest to powieść trudna, nie należy do lekkiej literatury, którą czytamy w sobotnie popołudnie. Czytając, wiele razy zmieniałam zdanie na temat książki. Podoba mi się czy nie? Z początku mi się podobała, potem zaczęłam nieco błądzić, ale po skończeniu siedząc nieco otępiała, stwierdziłam, że musi mieć coś w sobie, skoro wywarła na mnie takie wrażenie.

Muszę przyznać, że podczas czytania miałam mały kryzys, powolna akcja mnie trochę nużyła. Jednak ostatnie 200 strony pochłonęłam w kilka godzin. Teraz doceniam wszystkie postacie, w których na początku nieco się gubiłam, gdyż brak tu głównego bohatera, a autorka już od pierwszych stron bombarduje nas coraz to nowymi osobami. Mimo to mam pozytywne odczucia po jej zakończeniu. Od samego początku nie oszukujemy się, że wszystko będzie dobrze, sama Rowling pokazała ludzi takimi, jacy są. Historia ta jest brutalnie prawdziwa, nie należy do tych, które wywołają u nas uśmiech na twarzy. Nie żałuję jednak czasu spędzonego na lekturze Trafnego wyboru.

Jest to mądra powieść, która ukazuje ile jesteśmy w stanie poświęcić, ile własnych zasad moralnych możemy złamać, jeśli w grę wchodzi władza.

Ocena: 7/10 

"Jak cudownie można przysłonić problem emocjonalny udając, że dąży się do perfekcji."