Po pożegnaniu przez groteskową pointę,
poczułam się jakbym potrzebowała prysznica. Moja skóra zdawała się być pokryta
czymś krępująco ohydnym, grubiaństwem połączonym z wulgarnością i nieprzyjemnym
zapachem potu. Wątpię, że rozumiesz tą przypadkową mieszaninę słów, Czytelniku,
ale było to uczucie podobne do tego, które towarzyszy po całonocnej imprezie.
Dobrej imprezie, aczkolwiek szalenie męczącej. Dokładnie mam tu na myśli
moment, gdy większość grupy padła gdzieś w kącie lub niepostrzeżenie się
ulotniła z miejsca zdarzenia, a ty jeśli nie jesteś jednym z delikwentów pod
ścianą, to czekasz na wschód słońca, który zapowiada jasna łuna przedzierająca
się przez nocne niebo. Tusz do rzęs odbija się już pod dolną powieką, puder
starł się niemal do zera, a zmęczonymi i ledwie otwartymi oczami zauważasz
swoją pogiętą sukienkę i skrzywiony obcas. Cisza, spokój i lekko drażniące
wspomnienie nocnych emocji, które zdają się być odległe o parę dni, nie godzin.
Tak. Uczucie po przeczytaniu tej książki było podobne.
Alexander Portnoy to żyd i antysemita.
Jednocześnie. Ponadto kocha siebie zbyt mocno, szczególnie pewne partie swojego
ciała. Podczas sesji z psychoanalitykiem opowiada o każdym żenującym,
perwersyjnym i intymnym ekscesie seksualnym, którego (nie)przyjemność miał
zaznać. Rozpoczyna od wczesnego dzieciństwa, z którego to wspomnieniem jest
cierpiący na zatwardzenie ojciec i nadopiekuńcza matka, która w swoich
obowiązkach posuwała się niekiedy za daleko. W wieku nastoletnim nie może
odnaleźć się w swojej seksualności i ucieka w masturbację, która po krótkim
czasie staje się jego obsesją i uzależnieniem. Z perspektywy czasu wszystkie
manie seksualne, na które cierpiał i wciąż cierpi, zdają się mu winą, za którą
powinien ponieść karę i ta właśnie ciąży na nim niczym widmo. Dorosły Alexander
Portnoy wciąż targany jest żądzą, chęcią obnażania się, odbycia stosunku z
kimkolwiek, z czymkolwiek i chociażby gdziekolwiek. Barwna i jednocześnie
wulgarna do granic możliwości opowieść życia seksualnego Portnoya przeplatana
jest wstawkami z problematycznego dzieciństwa, w którym znajdziemy wpływ Freuda
czy swoisty kompleks Edypa, z którym polemizuje Roth w tytule swojej powieści.
Premiera książki Philipa Rotha przypada
na lata 60. XX wieku, czyli czas rewolucji seksualnej i choć powieść jak ta ze
względu na ówczesny okres nie powinna dziwić, przerosła najśmielsze oczekiwania
i zgorszyła sporą część amerykańskiego społeczeństwa. Pomimo to, a może właśnie
dlatego, powieść Rotha widnienie na liście najważniejszych powieść
anglojęzycznych Timesa. Czy dziś wywarłaby podobne odczucia? Myślę, że tak,
choć zapewne w innym stopniu wstrząsnęłaby Ameryką czy Polską ze względu na
mentalność społeczeństwa, ale już nie nad tym będę się roztkliwiać. Rozgłos
działa na korzyść i jest równoważny najbardziej irytującej reklamie, z czym my
całkiem niedawno mieliśmy do czynienia. A co ze mną? Ja na przemian wybuchałam
śmiechem i przymrużałam oko na pewne, moim zdaniem, zbyt wyuzdane sceny.
Alexander Portnoy to
trzydziestoparoletni mężczyzna pochodzenia żydowskiego, dziś zajmujący
stanowisko zastępcy komisarza ds. równouprawnienia. To facet wykształcony, o
wysokim IQ, którego przeznaczeniem, w jego odczuciu, był sukces. Zdaje się on
prowadzić dostatnie życie, bez kłopotów finansowych oraz innych szeroko
rozumianych. Tak jednak nie jest. Portnoy to tak naprawdę osoba nieszczęśliwa.
Od lat targają nim sprzeczności, pomimo własnego pochodzenia piętnuje
społeczność żydowską, kulturę, tradycję, potępia chrześcijan i zgłębia relacje
z gojami, choć jednocześnie uznaje nad nimi własną wyższość. Od dzieciństwa
pouczany był przez rodziców, szczególnie przez matkę, dzięki której wyrósł na
sfrustrowanego neurotyka uciekającego w seksualne perwersje, przez co ma
problem z nawiązaniem zdrowej relacji z kobietą. Na własne życzenie wpada w
ramiona przypadkowych dam, prostytutek czy romansów na jedną noc i jest tego
boleśnie świadomy. Portnoy jednakże czerpie małą, lecz odczuwalną satysfakcję z
tych relacji. Pragnie jednak wciąż więcej. Jest chronicznie nieszczęśliwy,
rozdarty pomiędzy głosem sumienia a głosem pożądania, jego inteligencja nie
pomaga, a jedynie uświadamia mu sytuację, w jakiej się znajduje.
Kompleks Portnoya to książka cudownie
nieodgadniona, jednocześnie przytłaczająca i zajmująca. Philip Roth z gabinetu
terapeutycznego stworzył nieokreśloną przestrzeń bez głosu rozsądku, a pozwolił
mówić inteligentnemu wariatowi, który swoje życie przedstawia niemal jako
parodię. Lecz z kogo tak naprawdę się śmiejemy? Z żydowskiej nadopiekuńczej
matki, z prostej, histerycznej i dość głupiutkiej oraz infantylnej kochanki
zwanej „Małpką” czy z samego Portnoya, który w mistrzowsko nietrafiony sposób
za zasymilował cechy swoich bliskich? Roth w całej swej gracji w dobieraniu
wulgarnych słów nie sprawił, że śmiałam się serdecznie rozbawiona. Śmiałam się
nerwowo. Ryzykowałabym spostrzeżenie, że autor najbliższej do rzeczywistości
odmalował ówczesną mentalność, lecz jakkolwiek chciałabym być tego pewna, nie
jestem w stanie. Ale uwierzę mu na słowo, bo było to nadzwyczaj realistyczne. I
oto siła powieści.
Człowiek to taki ciekawy zwierz, że
zawsze pragnie by wszystko wyglądało dla niego inaczej. Często świadomie
odrzuca to, co namacalne, co rzeczywiste, na rzecz niespełnionych snów i
pragnień. Portnoy wpadł we własną pułapkę i zapętlił się w natychmiastowym
zaspokajaniu własnych potrzeb. Wizyta u psychoanalityka po, jak czytamy, długim
czasie demoralizacji miała pomóc mu zgłębić źródło seksualnych niepowodzeń i
niezahamowanych fantazji. Czy mu się udało? Tego nie wiem, ale mogę stwierdzić,
że w każdym z nas jest nieco z Portnoya. Każdy z nas czuje się czasem związany
przez pęta konwenansów, tradycji kulturowej, własnej rodziny czy siebie samego.
Należy jednak nauczyć się z tym walczyć i nie uciekać w samodestrukcję.
Ocena: 7/10
"Jestem Raskolnikowem masturbacji - lepkie dowody winy są wszędzie!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!