sobota, 1 sierpnia 2015

"Dzieci gniewu" Paul Grossman

Rok 1929, Niemcy. Berlińczycy wiodą dostatnie życie i na nic przesadnie nie mogą narzekać. Nie są jednak świadomi, że kończy się pewna epoka, która w porównaniu z nadchodzącą, jest rajem na ziemi. To czas kiedy społeczność pochodzenia żydowskiego nie wzbudza szczególnych emocji w blondwłosych Niemcach i oprócz pojedynczych zaczepek oraz głupich żartów nie ma mowy o prześladowaniach. W ludzkie umysły mogą wnikać sporadyczne przejawy nadchodzącej katastrofy. Parę sklepów upadło, krótkie spódniczki zapowiadające nowoczesność znów spadły poniżej kolan, pojawiła się epidemia, która wstrzymała oddech wielu mięsożercom oraz… dzieci zaczęły znikać bez śladu. 

Detektyw Willi Kraus znajduje nie tyle co przerażającą, a niezwykle intrygującą wiązankę z części ciał ludzkich. Ciał męskich, chłopięcych. Wygotowane kości oraz Biblia z zaznaczonymi cytatami to wszystko co ma w tej sprawie. Ani śladu po chłopcach, po porywaczach czy po mordercy. Kraus rozpoczyna niebezpieczne dochodzenie zaprawione brakiem szacunku, docinkami i narastającymi antysemickimi nastrojami. Detektyw choć odsunięty od sprawy, nie ustępuje i goni za prawdą na własną rękę. 

Dzieci gniewu to drugi wydany z kolei kryminał z serii Świadek zbrodni. Opowieść Paula Grossmana odwzorowuje w moich oczach poprzednią, którą miałam okazję czytać. Trudne czasy, niepewny teren, wojna czająca się za rogiem i zbrodnia, która spędza sen z powiek głównemu bohaterowi. Zbrodnia ta to nie byle jakie zabójstwo, lecz masowa kanibalistyczna rzeź. Brzmi to świetnie i zapowiada ciarki na plecach czytelnika, ale tak jak było z poprzednią zagadką – tło historyczne wygrywa z całą resztą. Berlin, 1929. Hitler wciąż nie jest u władzy całkowitej, lecz ideologia nazistowska już kiełkuje w głowach obywateli Niemiec. Żydzi wciąż są tolerowani, lecz żarty, żarciki, przytyki, aż w końcu brak akceptacji zapowiada tragedię, która ma dopiero na nich spaść. Niemieckie kobiety zapatrzone w amerykańskie trendy z chęcią ubierają krótsze sukienki, jako że nowoczesna moda to część tego prężnie rozwijającego się kraju. Jakże zdziwią się, gdy ich świat nie stanie się tak kolorowy jak ten amerykański, a szary, smutny i zły. 

Dzieci gniewu rozpoczyna wartka akcja, ciekawe opisy i, co najbardziej ekscytujące, nieludzka zbrodnia. Było interesująco, było pasjonująco, było strasznie i wciągająco. Do czasu. Śledztwo i kolejne tajemnice nużyły mnie, wlekły się niemiłosiernie przed moimi oczami oczekującymi końca i fajerwerków na finał. Zbrodnia była nie tyle wielowątkowa, a wielowymiarowa, co momentami sprawiało, że moje tętno skoczyło do góry, a to, myślę, że dobry kierunek we wszelakich thrillerach. Podobnie jak samotny i zmęczony życiem główny bohater, który do stracenia nie ma już nic. Willi Kraus ma kochającą żonę i dwójkę synów, rodzinkę, która po pracy przyjmie go z otwartymi ramionami i gorącym obiadem na stole. Mały zgrzyt. Sąsiedzi jednak ze względu na pochodzenie Williego, są w tej sprawie niezawodni. Krausa nie potrafiłam polubić. Nie potrafiłam go również znielubić, jako że zwykle kibicuje się tym dobrym, szczególnie w takich sprawach. Kraus nie ma dramatycznych zwrotów akcji w swojej przeszłości. Detektyw jest obrońcą sprawiedliwości i przezwycięża stawiane przed nim problemy, co czyni go dobrym, lecz zbyt idealnym bohaterem w moich oczach. 

 Dzieci gniewu to mocno średni kryminał ze wstrząsającą zbrodnią ubraną w ładne słowa. Dla laików – fascynujący thriller, dla tych, którzy na tym gatunku zjedli zęby – przeciętniak. Ja jestem gdzieś pomiędzy, bo pomimo nijakiej akcji, zakochałam się w stworzonej przez Grossmana przestrzeni i wykorzystaniu pewnych postaci historycznych w swojej fikcji. Kolejny tom z serii Świadek zbrodni odkładam na półkę i choć znów niezachwycona powieścią, traktuję ją jako osobistą podróż w czasie. Jednakże, czy to był zamiar? 

"Nie chodzi o to, co zrobiliście. Tylko o to, kim jesteście. Nie jesteście Niemcami."

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!