wtorek, 9 września 2014

10 waznych dla mnie ksiazek

Od jakiegoś czasu na facebooku krąży łańcuszek, o którym zapewne wszyscy wiecie. Pierwszy raz usłyszałam o nim jakieś dwa tygodnie temu, kiedy to otrzymałam pierwszą nominację. Zwlekałam, zwlekałam, bo zwykle mało publikuję na facebooku i chciałam obrócić to w blogowy wpis. Potem zaczęła się szkoła, a moja doba od pewnego czasu zdaje się krótsza niż dwadzieścia cztery godziny. Dziś otrzymałam kolejną nominację, a z racji, że dzisiaj jest dziwnie szczęśliwy dzień, wygospodarowałam trochę czasu. Nad listą myślałam nieco już od pierwszej nominacji i myślę, że jako tako udało mi się w niej zawrzeć wszystko, co w jakimś stopniu wyryło się w mojej pamięci. Ale do rzeczy. Dla niepełnosprytnych: facebookowy łańcuszek polega na tym, że wypisujemy 10 (słownie: dziesięć) książek, po których lekturze czuliśmy się wyjątkowo. Książek, których historie zostały z nami nawet po przewróceniu ostatniej z kart. Nie muszą być to bestsellery, perły klasyki czy inne cuda na kiju, a powieści, które w pewien sposób nas ukształtowały. Zaczynajmy (kolejność losowa).

The Perks of Being a Wallflower Stephen Chbosky
"The Perks of Being a Wallflower" to zbiór listów pisanych przez Charliego do nieznanego przyjaciela. Mają one nieco terapeutyczną formę, chłopak opisuje swoje życie, nowych przyjaciół, pierwszy pocałunek, pierwszy wypalony papieros i wszystkie te rzeczy, które robi po raz pierwszy w wieku szesnastu lat. Charlie jest szczery, niewinny i nieskomplikowany. Jest jednym z tych, którzy liceum spędzają siedząc przy ostatnim stoliku i próbują być tak bardzo niewidzialni, jak tylko jest to możliwe. Ciążą na nim jednak pewne doświadczenia, z którymi nie potrafi sam sobie poradzić. Mogę z ręką na sercu powiedzieć Wam, że jest to książka, która na swój sposób zmienia tok myślenia czytelnika. Jest niesamowicie emocjonalna i dlatego nieraz nawet niełatwa, ale sądzę, że nie tylko ja po lekturze czułam się jakbym dostała porządnie w twarz. Między innymi dlatego była tak dobra. Dodajmy do tego jeszcze piękne metafory, intrygujący tok myślenia Charliego i pamiętne cytaty. Dla mnie ideał.

Mały książę, Antoine de Saint-Exupery
Moje pierwsze zetknięcie z książką tego francuskiego autora miało miejsce, gdy ja sama miałam około pięciu, może sześciu lat. Gdy już potrafiłam samodzielnie czytać, jako mały dzieciak uwielbiałam kraść książki z regału mojej Mamy, które czarowały mnie kolorowymi okładkami. Pewnego dnia w ręce wpadła mi mała, niepozorna książeczka, na której okładce widniał śmieszny chłopczyk stojący na dziwacznej planecie. Z miejsca zatraciłam się w książce, którą rozpoczynał nieporadny rysunek węża boa trawiącego słonia. Wtedy była do dla mnie niewinna bajeczka i w ciągu następnych lat przeczytałam ją kilka razy, za każdym z nich rozumiejąc więcej. Ku mojej radości Mały książę okazał się szkolną lekturą. Wtedy miał już dla mnie kompletnie inny wydźwięk niż za pierwszym razem, odnalazłam drugie dno. Przeczytam ją pewnie jeszcze nie raz i doszukam się kolejnych rewelacji. Zachwycające jest to, jak jedna historia może być odbierana zupełnie inaczej przez ludzi w różnym wieku. Bądź co bądź, ta książka żyje wraz ze mną.

Wielki Gatsby, F. Scott Fitzgerald
Musicie wiedzieć jedno. Moja miłość do Wielkiego Gatsby'ego jest tak wielka jak stąd na Księżyc. Książkę wertowałam już tyle raz w tę i wew tę, a film rozkazuję oglądać każdemu, kogo napotkam i tym samym widziałam go już około sześciu lub siedmiu razy. Powieść Fitzgeralda trafiła do mnie zupełnie, a Gatsby i Daisy są dla mnie dwudziestowiecznymi Romeo i Julią. Wszystko co należałoby wiedzieć o tej książce, to to, że jest ona powieścią o grupie bogatych ludzi, którzy korzystają z czasu rozkwitu Ameryki. Jest to jednak także powieść o obsesji na punkcie pieniądza, piękna, władzy i chwały, która prędzej czy później odejdzie w zapomnienie. Wielki Gatsby obroni się swoim pięknem, prawdziwością, znaczącymi cytatami i pozostawi cię z pytaniami o sens tego wszystkiego, nad czym będziesz się głowić dłuższą chwilę. Bo wiecie, Gatsby wierzył w zielone światło...

Lolita, Vladimir Nabokov
Tak, Lolita była dla mnie tak niesamowitą lekturą, że nie mogło jej tu zabraknąć. Powieść sama w sobie ma wiele wątków kryminału, romansu, przewodnika, a także dziennika czy sekretnych zapisków pedofila, które skupia w utworze Humbert o naturze, można by rzec, socjopaty. Jest taką ciekawą mieszanką, która intryguje mnie do dzisiaj. Nie bez powodu Lolita jest klasyką ubiegłego wieku i teraz wiem, że za te parę lat kiedy cała historia nieco zatrze się w mojej pamięci, będę gotowa, żeby ponownie sięgnąć po dzieło Nabokova i wybrać się w tą bolesną podróż z Humbertem.

Ocean na końcu drogi, Neil Gaiman 
O!, powiedzieć o tej książce coś sensownego to nie lada wyzwanie. Było to moje pierwsze spotkanie z angielskim autorem, które pozostawiło we mnie dziwaczne uczucie konsternacji i lekkiego otępienia. Najprościej można by powiedzieć, że powyższa książka to bajka. Bajka ze złym potworem, z czarami, z dobrą babcią, która ratuje naszego głównego bohatera. Gaiman zgrabnie łączy świat magiczny z tym rzeczywistym, co razem tworzy nieco surrealistyczny obraz. Ocean na końcu drogi jest naprawdę pięknie napisaną powieścią o dojrzewaniu, dzieciństwie i dorosłości, które rządzą się swoimi prawami, a które nie powinny jednoznaczne.

Miasteczko Salem, Stephen King
Kingu, Kingu, nie mógłbyś się tutaj nie pojawić. Otóż, drogi czytelniku, Miasteczko Salem było pierwszą powieścią mistrza horroru, którą dane mi było przeczytać. I nie zapomnę tego, o nie. Miałam wówczas piętnaście lat i King mnie po prostu zauroczył światem, który stworzył. Pamiętam, że nieco ciężko było mi przebrnąć przez początki, opisy niemiłosiernie mnie nudziły, ale czytałam, czytałam, czytałam aż ostatnie 200 stron przemknęło mi przed oczami w ciągu kilku krótkich chwil.

Złodziejka książek, Markus Zusak

Złodziejkę książek przeczytałam stosunkowo niedawno, bo w zeszłym miesiącu (shame on me). Co o niej napisałam? A to, że Złodziejka książek to jedna z najpiękniejszych (żeby nie powiedzieć, że najpiękniejsza) książek, które przeczytałam dotychczas. I że mogłabym mówić i mówić jak cudowna była to przygoda, jak niesamowity był język i jak wyjątkowa była sama bohaterka. Takie banały jednak nie oddadzą tego, o czym chciał nam powiedzieć Zusak. I na tym poprzestanę. Żeby nie powiedzieć za dużo.
  
Miasto kości, Cassandra Clare

Ach, pamiętne Miasto kości... Przygodę z Darami anioła rozpoczęłam zaraz po premierze pierwszego tomu w naszym kraju i wpadłam po uszy. Do dziś uwielbiam Nocnych łowców, Wielkiego Czarnoksiężnika z Brooklynu... i samego Jace'a oczywiście. Pokochałam wszystkie książki Cassie i zawsze będę miała do nich ogromny sentyment. Nie oddam nikomu wszystkich moich ośmiu (jak na razie) książek w polskich i wcale nie takich brzydkich jak wszyscy mówicie okładkach. 

Harry Potter i Kamień Filozoficzny, J.K. Rowling
Jeśli myślałeś, drogi czytelników, że potteromania nie zagości w dzisiejszym wpisie, to grubo się myliłeś. Jestem dzieckiem lat dziewięćdziesiątych i wychowywanie się na książkach angielskiej pisarki zahaczyło także i o moje dzieciństwo. W momencie wydania pierwszego tomu, którym jest Kamień Filozoficzny (ale o tym przecież wiecie), miałam około czterech lat. Pierwszy raz książkę czytał mi mój Tata, którego dzień i noc (która wtedy kończyła się dla mnie maksymalnie o dwudziestej drugiej, bo przecież wtedy jeszcze nie zarywałam nocek) męczyłam o czytanie mi kolejnych rozdziałów. Czytałam już wtedy, ale jeszcze trochę nieporadnie, więc kiedy tylko zaczęłam sama składać literki, czym prędzej chwyciłam pierwszy tom przygód młodego czarodzieja. I tak właśnie ta książka stała się moją pierwszą przeczytaną samodzielnie. A pierwszych się przecież nie zapomina, prawda?

The Beatles, Hunter Davies
Zacznijmy od tego, że zawsze bardzo lubiłam Beatlesów. Ceniłam Johna i Paula za cudowne teksty, obejrzałam Rozdział 27, który to opowiadał o mordercy Lennona, aż w końcu w ręce wpadła mi ich biografia spisana przez faceta, który spędził z zespołem osiemnaście miesięcy. Cała ta 600-stronnicowa książeczka wzbudziła we mnie ogromny podziw dla muzyków i zainteresowanie nie wielkimi postaciami muzyki, a zwykłymi ludźmi, którzy też popełniają błędy i też zdarza im się wątpić.

10 komentarzy:

  1. Wstyd przyznać, ale czytałam tylko Małego Księcia ;) i do reszty jakoś mnie nie ciągnie na razie.... Z wyjątkiem Kinga, on zawsze spoko :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam trzy z wymienionych przez Ciebie książek (Małego Księcia, Złodziejkę książek i Harry'ego Pottera) i nie jestem zdziwiona, że znajdują się na Twojej liście. Ostatnio nabrałam chęci na przeczytanie Wielkiego Gatsby, a teraz, choć po raz pierwszy usłyszałam o tej książce, bardzo chciałabym zapoznać się z utworem Stephena Chbosky, lecz zdecydowanie w wersji polskiej. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Harry Potter i u mnie zagrzałby miejsca. King też, choć akurat Miasteczko Salem jeszcze przede mną. Charliego uwielbiam w wersji filmowej, powieść dopiero muszę przeczytać. Tak samo zresztą, jak Gatsby'ego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z Twojej listy bardzo chciałabym w końcu przeczytać "Złodziejkę książek" i "The perks of being a wallflower" bo są one ciągle jeszcze przede mną. (wstyd) W każdym razie, na pewno bym się zgodziła z "Miastem kości" oraz Harrym :) Niesamowite serie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mały Książę, Wielki Gatsby, Złodziejka Książek, a do tego teraz czytam (nadrabiam zaległości) Harry'ego Pottera. -> Ta lista wyglądałaby u mnie podobnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ,,Złodziejka książek" genialna i ja mam do niej duży sentyment :)

    OdpowiedzUsuń
  7. I dla mnie "Mały książę" to jedna z najważniejszych książek w życiu.

    Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem :D Ale prześwietne zestawienie!!! <3 Zachwycam się "Lolitą" i "Wielkim Gatsbym" (te byłyby u mnie w pierwszej 20-ce), "Ocean..." to również było cudo :) Za "Złodziejkę..." zabieram się już niebawem (w końcu!) :D I teraz mi przypomniałaś o "The Perks of..." - totalnie zapomniałam, że chciałam przeczytać! "Miasteczko Salem" było doskonałe! I widzę, że tak samo pierwszy King = wielka miłość :D

    OdpowiedzUsuń
  9. A więc tak: w łańcuszku brałam udział już na FB, ale twoje książki... Ach. Interesujący dobór tytułów!
    "Charlie'go" czytałam i podobał mi się, ale... zawiodłam się. Naprawdę - przed jego przeczytaniem, czytałam same pozytywne recenzje i liczyłam, że autor wstrząśnie mną tak jak wstrząsnął pozostałymi czytelnikami i niestety doznałam rozczarowania. :( Niestety u mnie, ta książka zdecydowanie by się nie pojawiła, bo nawet jej ekranizacja (!) zrobiła na mnie większe wrażenie niż sama powieść. Co jest naaaprawdę dziwne, skoro zwykle strasznie się rozczarowuję ekranizacjami!
    "Mały książę" to rzeczywiście BARDZO wyjątkowa książka i nie dziwię się, że za każdym razem odkrywasz w niej coś nowego, bo myślę, że wszyscy tak mają. Podziwiam autora za tak wielki kunszt pisarski, bo napisać takie coś i pozwalać... w każdym wieku uświadamiać czytelnikowi różne racje to naprawdę... więcej niż talent.
    "Wielki Gatsby"! Czuję się taka przytłoczona i smutna w związku z tym, że jeszcze go nie czytałam! :( Kompletnie nie mam czasu, że iść do biblioteki. KOMPLETNIE. :( A kolejka książkowa staaale się powiększa. :( I jak tu żyć? Trzecia klasa technikum nie powinna być taka męcząca i wyniszczająca skoro przede mną jeszcze czwarta, maturalna. ;(
    Ale, ale! Wróćmy do tematu. Gatsby'ego przeczytam NA PEWNO. I może nawet kiedyś sobie go kupię, gdy stracę cierpliwość do biblioteki ^^
    "Lolita" mimo, że niezwykle kocham klasykę, to akurat do tego szczególnego tytułu jakoś mnie nie ciągnęło. :( Po pierwsze: strasznie nienawidzę wszystkiego co związane z Rosją (wieloletnie uprzedzenie, niestety które ostatnio jeszcze bardziej wzrosło) i po prostu pochodzenia autora trochę mnie wkurza. Po drugie: ten pedofilski akcent... Strasznie mnie... odpycha. Ale może kiedyś dam temu tytułowi szansę. MOŻE.
    "Ocean na końcu drogi" MAM na liście do kupienia i tylko czekam, aż się do niego dorwę. :( To prawdopodobnie będzie i moje pierwsze spotkanie z autorem, no chyba że uda mi się wcześniej przeczytać któryś z moich ebooków, autorstwa Gailmana. :)
    King! :( Uch. I tu również... nigdy nie miałam styczności, co w sumie nikogo nie powinno dziwić, zwłaszcza że ja jestem okropną antyfanką horrorów, czy to wersji papierowej, czy tych na ekranie. Nie znoszę się bać i nie znoszę... oglądać cierpienia innych, ale... muszę przyznać, że mam w planach poznać przynajmniej jeden tytuł od Kinga. W końcu co by była ze mnie za czytelniczka bez znajomości stylu króla? :) Ale chyba wybiorę "Joyland"... :o
    'Złodziejka książek" <3 KOCHAM. I zgadzam się, że to chyba najpiękniejsza książka... ever...
    "Miasto kości" rany. Dostałam od mamy w 2009 tuż po premierze drugiego tomu i szczerze lubiłam te książki. Ale teraz... teraz ich nie znoszę. :/ A pani Clare... powiedzmy, że mam jej spoooro do zarzucenia bo sporo się o niej i jej... twórczości naczytałam...
    "Harry Potter"... Nie no. Tu komentarz chyba jest zbędny. :) Czysta... MAGIA.
    Pozdrawiam!
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!