niedziela, 4 stycznia 2015

American Horror Story: Coven

Dwa sezony temu Murphy i Falchuk straszyli Amerykę nawiedzonym domem. Wybrali temat najbanalniejszy z banalnych i tym odnieśli sukces. Lubimy proste rzeczy i lubimy się bać, jeśli oczywiście włączamy serial o takim tytule. To połączenie przyciągnęło masę widzów, a dodatku z ciekawą historią, dramatem, powiedziałabym, zaskarbiło sobie wierne grono fanów. W zeszłym sezonie twórcy sięgnęli po motyw szpitala psychiatrycznego. Z nim było oczywiście coś nie tak, i to w nadmiarze. Widzowie oszaleli na punkcie Briarcliff i zdarzyło mi się czytać wiele opinii, w których stwierdzano, że to najlepszy sezon. Przebąkiwano jednak (w tym również ja), że elementów horroru, postaci, które miały straszyć było zbyt wiele, ale to nie zaniżało absolutnie ogólnej oceny. A co się stało w trzecim sezonie? W trzeciej części trafiliśmy na sabat i szerze powiedziawszy, było bardziej story, a mniej horror.

Główna akcja toczy się w naszych czasach w Nowym Orleanie, gdzie w specjalnej szkole przebywają dziewczęta o wyjątkowych zdolnościach odziedziczonych po legendarnych czarownicach, którym przewodziła najsilniejsza - Supreme. W nowym domu uczennice mają za zadanie nauczyć się kontrolować swoje moce i odpowiednio je wzmocnić. Nic jednak nie idzie tak jak powinno dyrektorka nie ma takiej władzy, jaką powinna mieć na podopiecznymi, a obecna Supreme chce więcej niż może otrzymać. Do tego dochodzą nieodpowiedzialne młode czarownice, wskrzeszenia, spalania na stosie, czary, polowania na wiedźmy i chęci do sprawowania władzy zbyt wielu osób. W dużym skrócie - robi się solidny bałagan.

American Horror Story ewoluowało od pierwszego sezonu, który bardzo polubiłam. Asylum było mistrzostwem w dziedzinie obrzydliwości i straszności, a z kolei trzeci sezon wydaje się być balansem. Coven zdaje się być dotychczas najłagodniejszą opowieścią, choć tak jak powiedziałam, brakuje mu elementów horroru, jest zdecydowanie zbyt ocenzurowany. Poprzednie dwa sezony wykorzystywały motywy wzięte z prawdziwego życia i dodawały im nieco smaczku. Największym problemem tego sezonu jest chyba to, że ciężko powiedzieć o czym tak naprawdę jest. Owszem, są czarownice, ale co dalej? Pojawia się Madame LaLaurie, która budząc się w XXI wieku nie jest w stanie zrozumieć rzeczywistości, w której czarownice nie mają niewolników, a czarnoskórzy mają takie same prawa, co biali, pojawia się nieco podrasowany Frankenstein, aż w końcu legendarny zabójca, The Axeman. Pomimo wszystko całość jakoś średnio się połączyła i miałam nieprzyjemne wrażenie, że Dom Nocy pań Cast został przeniesiony na ekran w nieco złagodzonej wersji.

Główną myślą Coven było prawdopodobnie wybranie nowej Supreme. Umierająca liderka sabatu Fiona Goode, grana przez Jessicę Lange, uparcie chciała trzymać się władzy i eliminować każdą nową kandydatę, wiek i choroba jednak jej nie oszczędzały, a na jej miejsce czekały młode, zdolne i silniejsze wiedźmy. Walka toczyła się pomiędzy nową w sabacie Zoe, która swoją mocą tragicznie zabijała każdego chłopaka, z którym dochodziła do bliskiego kontaktu, zarozumiałą Madison, byłą gwiazdą filmową oraz Queenie, silną i wygadaną dziewczyną, która na każdym kroku zaznaczała własną dumę z bycia czarnoskórą. Z kolei Cordelia, w której rolę wcieliła się Sarah Paulson, Fiona Goode i Misty Day, grana przez Lily Rabe to divy, które nie do końca potrafią znaleźć własne miejsce. 

W Coven zabrakło grozy, zabrakło tych wszystkich dziwactw i osobliwości, których doświadczyłam w dwóch poprzednich sezonach. Przerysowania, parodia i masa absurdów nie wywarły na mnie dobrego wrażenia, a problemy bohaterów były proste i dość banalne. Bądź co bądź Coven nie był dużo mniej zajmującym sezonem, wciąż mamy tu wspaniałą Lange, która lśni nawet w niedopracowanej historii, a także Evana Petersa, którego bardzo lubię, ale który tym razem dostał rolę nieco zbagatelizowaną. Coven nie wciąga, nie powoduje ciarek na plecach, nie trzyma w napięciu, ale interesuje w wystarczającym stopniu. Następny przystanek: Freak Show!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!