środa, 24 czerwca 2015

"Nadchodzi ogień" Gillian Anderson, Jeff Rovin

Z Archiwum X. Dziewięć sezonów, dwieście dwa odcinki, miliony fanów na całym świecie. Brzmi nieźle, prawda? Jeśli chodzi o ten kultowy dziś serial, jestem zaprawiona w boju. Emisja kolejnych odcinków przypada wprawdzie na lata 1993-2002, a zakładam, że wtedy w większości nie byłam jeszcze w stanie wymówić tytułu tego telewizyjnego dzieła, lecz u każdego człowieka przychodzi taki czas, że zaczyna się próbować tych starych rzeczy, sprawdzając czy podpasuje. Mi podpasowało. I to bardzo. Agent Mulder i agentka Scully to gwarancja potworów, spisków i pełnego napięcia śledztwa. Dziś jednak serialu nie ma, bo wszystko, co dobre kiedyś się kończy i, według mnie, nie powinno być ponownie odgrzewane, jednak(!) dostajemy newsa o kontynuacji serialu. Czy to dobrze? Oceńcie sami, ja pozostanę sceptyczna. By podgrzać atmosferę, na rynek wchodzi powieść dziwna, niepokojąca i cudownie klimatyczna, rodem z wspaniałego serialu z udziałem autorki. Nadchodzi ogień – Gillian Anderson we współpracy z Jeffem Rovinem. Musiałam mieć. 

Na linii Indie – Pakistan trwają negocjacje. Ambasador Indii, Ganak Pawar zostaje zaatakowany w Nowym Jorku, jednak wychodzi z tego cało. Jego nastoletnia córka, Maanik, przejawia objawy niepasujące do jakichkolwiek zaburzeń znanych psycholożce dziecięcej, Caitlin O’Harze. Atak wyrywa szesnastolatkę z rzeczywistości, skłania do samookaleczania się i wypowiadania słów w nieznanym języku. Doktor O’Hara podejmuje wyzwanie i zgłębia stan psychiczny córki ambasadora Indii, będącego nieustannie na językach. Tymczasem w różnych częściach świata nastolatkowie padają ofiarą podobnych symptomów. Caitlin O’Hara poruszy niebo i ziemię, by dociec w czym rzecz. 

Zaciekawiona opisem i komentarzami pojawiającymi się pod zapowiedziami książki, moje oczekiwania rosły. W końcu to TA Gillian Anderson, TA Dana Scully! A porównania do jednego z uwielbianych przeze mnie seriali, kupiły mnie jeszcze przed premierą. Ze współpracami jak jest, wszyscy wiemy. Jest to debiut przyjemny, ciekawy, jeśli tak naprawdę to Anderson jest główną autorką. Wiemy także jak działa reklama. Zapowiedź kontynuacji Z Archiwum X? Świetnie! Zarzućmy książką. Jest tajemniczo, jest niepokojąco, jest klimatycznie. Nadchodzi ogień to zapowiedź apokalipsy, powieść o dwóch światach, zaginionych cywilizacjach, rytuałach, voodoo, symbolach, potężnych mocach i wierze, którą wykazać się musi doktor O’Hara, sceptyczna i praktyczna tak jak agentka Scully. Od porównań się nie uwolnię, wybaczcie. Caitlin O’Hara szuka kontaktu w potężnymi mocami, nie ugania się za zielonymi ludzikami, lecz robi to całkiem podobnie. 

Nadchodzi ogień to książka w pewnym sensie sucha. Bardzo prostolinijna, choć i wielowątkowa, lecz opuszcza wiele elementów, których można byłoby się spodziewać, a których czasem brakuje. Potoczność miesza się tu z psychologicznymi aspektami i kwestiami rodem z CIA. Autorzy pomijają jednak zupełnie opisy wyglądu bohaterów, ich wieku, nawet odczuwanych przez nich emocji. Jest działanie, tu i teraz. Nieco mi tego brakowało, choćby w małym stopniu, bo gdyby zapytać mnie o to jaka jest główna bohaterka, nie wiem, co miałabym odpowiedzieć. O głównych bohaterach wiemy stosunkowo niewiele. Doktor Caitlin O’Hara to psycholog dziecięca specjalizująca się w leczeniu traum, ma doświadczenie i dużą wiedzę, jest matką Jacoba i przyjaciółką Bena. Tyle. Suche fakty. Debiut Gillian Anderson to nie tylko apokaliptyczne wizje. Pojawia się także wątek tajemniczej, pradawnej skały odnalezionej na dnie oceanu, wątki okultystyczne takie jak rytuały, dawne kultury i wierzenia, ale jest także wątek miłosny, co prawda dość przewidywalny, ale przyjemny i niezbyt natrętny. Nadchodzi ogień to powieść w większości logiczna, z elementami sci-fi, posiadająca duży potencjał, choć i momentami nieco udziwniona i paradoksalnie spłaszczająca psychologicznie głównych bohaterów. 

Debiut aktorki, Gillian Anderson, nie do końca spełnił moje oczekiwania, nie mogłam poddać się akcji, a książkę jak szybko zaczęłam, tak i skończyłam. Jest w niej jednak pewna odmienność, rzadko spotykany przeze mnie surrealizm, który skłoni mnie do sięgnięcia po drugi tom. Bowiem Nadchodzi ogień to pierwszy tom Sagi końca świata. Może być też jeszcze dziwniej i różnorodniej, ale także lepiej pod pewnymi, irytującymi mnie względami. To dobry debiut, całkiem niezła książka i wystarczająco ciekawa otoczka zapowiedzi apokalipsy. Nie jest wspaniale, ale to interesująca powieść, jednak nie na miarę Z Archiwum X

"Nie wierzę w kosmicznego arbitra. Bo odnoszę wrażenie, że do tego sprowadza się idea boga. Niebo jest w niej nagrodą za absolutnie subiektywny model postępowania, różniący się we wszystkich kulturach."

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!