piątek, 21 listopada 2014

American Horror Story: Asylum

Ryan Murphy i Brad Falchuk w drugim sezonie serialu American Horror Story straszą równie dobrze jak w Murder House, a może nawet lepiej. Kto by pomyślał, że panowie ci są także twórcami serialu o zupełnie innym klimacie, a mianowicie Glee. Horror, o którym będę mówić ma zupełnie inną konwencję niż młodzieżowy musical czy każdy inny serial. Twórcy postanowili nie ciągnąć jednego wątku w nieskończoność, a w każdym sezonie serialu opowiedzieć odrębną historię. Czy się sprawdziło? Oczywiście! Już na samym starcie zapewniło AHS sukces. Poprzednio straszył nas nawiedzony dom, czyli Murder House, w drugim sezonie przedstawiony został mój ulubiony motyw pośród historii strasznych, czyli zakład psychiatryczny. Panie i panowie, witam w Briarcliff!

Akcja rozgrywa się w przedziwnym zakładzie dla obłąkanych, w którym niemal wszystko krzyczy, że poziom szaleństwa jest wysoki. Asylum odkrywa przed nami tajemnice szpitala z roku 1964, mroczne sekrety oraz ukrywaną na wszelkie sposoby przeszłość pacjentów, lekarzy, opiekunów i pracowników. Briarcliff jest szpitalem, który prowadzi Kościół, toteż władzę sprawuje tam siostra Jude. Pacjentami są zwykle osoby obłąkane, chore psychicznie, ale także mordercy i psychopaci, którzy zostali uznani przez sąd za niepoczytalnych. Pewnego dnia do szpitala Briarcliff trafia młody Kit Walker, którego policja uważa za jednego z najniebezpieczniejszych przestępców; nadano mu pseudonim Bloody Face, który zawdzięcza morderstwom popełnianym w maskach zrobionych ze skór ofiar. Bloody Face zamknięty, Ameryka bezpieczna. Czy aby na pewno?

Asylum rozpoczyna się w teraźniejszości od zwiedzającej ruinę Briarcliff pary podczas miesiąca miodowego. Są fanami horrorów i niestraszne im stare szpitale psychiatryczne, a ich celem jest odwiedzenie wszystkich w Ameryce. Zakład, w którym znajdują się teraz ma bogatą, choć niechlubną historię obfitującą w zakonnice uzależnione od alkoholu, opętania przez demony, lekarzy eksperymentujących na ludziach, nieludzkie zabiegi, amputacje, anioły śmierci, kosmitów, krew, ból fizyczny i niewyobrażalne cierpienie. Mieszanka wybuchowa. W latach sześćdziesiątych o pacjentach Briarcliff zapomnieli wszyscy, nawet Bóg.

Po raz kolejny obsada American Horror Story stworzyła coś niesamowitego. Jako, że mam za sobą Murder House, zobaczyłam parę znajomych twarzy, ale także te nowe mnie nie zawiodły. Jessica Lange, która na swój sposób jest twarzą tego serialu, wcieliła się tym razem w rolę cieszącej się autorytetem siostry Jude. Kobieta prowadząca Briarcliff udowadnia każdemu z osobna, że jest godna zajmowanego przez nią stanowiska, jest nieustępliwa, rygorystyczna i zdecydowanie uciążliwa dla pacjentów. Zawsze uważałam, że osoby w takim stopniu religijne muszą mieć w swojej przeszłości coś, co składnia ich do przyjęcia ślubów. I tym razem się nie pomyliłam, zakon był dla dawnej Jude ucieczką od nieszczęść i samotności, które odcisnęły się piętnem na tej pięknej kobiecie. Siostrę Jude poznajemy z wielu stron, a jej religijna twarz to dopiero początek i niewinna odsłona tej bohaterki.

W tym sezonie oprócz dominującej Jessici Lange miałam okazję podziwiać Lily Rabe w roli siostry Mary Eunice. Początkowo niewinna, nieco głupiutka i naiwna młoda kobieta, która zjawia się na każde kiwnięcie ręką swoich przełożonych. Sytuacja drastycznie się zmienia, a blondynka jest dla zła łatwym celem. Po niewinnej Mary Eunice ani śladu, bezwzględność i niemoralność to nowe cechy młodej zakonnicy. Kolejnymi interesującymi postaciami w Briarcliff są doktor Arthur Arden, który najbardziej ze wszystkich bohaterów chce ukryć sławetną przeszłość, oraz psychiatra Oliver Thredson, w którego roli wystąpił Zachary Quinto. Bądź co bądź jest to historia nie o wymienionych wyżej postaciach, a o Lanie Winters oraz Kitcie Walkerze, którzy choć niewinni, przeszli przez piekło. Lana Winters grana przez Sarę Paulson, która w pierwszym sezonie wystąpiła w stosunkowo małej roli, w Asylum wysuwa się na pierwszy plan. Jej bohaterka to młoda, zdeterminowana i pewna siebie dziennikarka, która za punkt honoru obiera sobie napisanie artykułu o szpitalu psychiatrycznym. Irytująco ambitna  i bezwzględna toruje sobie drogę do Briarcliff i w momencie, gdy materiał do artykułu jest na wyciągnięcie ręki, wpada w pułapkę własnej dumy. Dzięki siostrze Jude Lana staje się jedną z pacjentek, a od tego momentu jej życie to fala cierpień i prób wyleczenia homoseksualizmu. Z drugiej strony mamy znanego z pewnością nawet tym, którzy serialu nie oglądają, Evana Petersa w roli Kita Walkera. Młody chłopak zamierza założyć rodzinę z ukochaną, choć na przeszkodzie staje mu fakt, że Alma jest czarnoskóra, co wówczas nie było pożądane, oraz siły nadnaturalne. Kit wpada w ciąg poniżeń i upokorzeń, na które zupełnie nie zasługuje. Jest bez winy, ale życie wobec niego miało nieco inny plan.

American Horror Story: Asylum po raz kolejny zachwyca klimatem i muzyką. Oprócz znanych nieco psychodelicznych dźwięków z czołówki serialu, w drugim sezonie sprezentowano nam francuski utwór Dominique, który początkowo pogodny i wesoły, zestawiony z szpitalem psychiatrycznym nabiera nowych cech i wydał mi się niemal infantylny i nie na miejscu, sięgnął szczytu ironii, co muszę powiedzieć, że bardzo mi się spodobało. W AHS: Asylum sprezentowano mnóstwo różnych rodzai horroru i powiązano jest z innymi motywami, które pozornie tak różne, tworzyły jedną, wspólną historię. Między osobami chorymi psychicznie znajdują się przedstawiciele kościoła, wobec demona staje anioł śmierci, nazista stoi ramię w ramię z mordercą, a przy brutalnej sile człowieka przeciwwagą są obcy. Na pierwszy rzut oka mogłoby to nie współgrać, ale koniec końców jakoś się to ze sobą zgrywało. Jednym, co spowodowało mój przesyt różnorodnością byli kosmici; elementy sci-fi były tu zupełnie niepotrzebne i historia brzmiałaby równie dobrze, równie strasznie i równie złowieszczo bez tego wątku.

Scenariusz, klimat i obsada zapewniają wyśmienite widowisko. Na tle poprzedniego sezonu, Murder House, Asylum nie wyszedł ani trochę gorzej, a zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet lepiej. Pozornie sztampowy motyw szpitala psychiatrycznego zaciągnął mnie przed ekran trzynaście razy i choć nie każdy element jest dziełem sztuki, nie każdy wątek jest stuprocentowo dopracowany, to ja jestem usatysfakcjonowana. Było brutalnie, było odrażająco, było dziwacznie, ale i czasem chwilowo nijako, ale serial ma swój urok i choć ja wymieniłam jego odrażające cechy, to taki właśnie jest. I taki ma być, bo wszyscy potrzebujemy nieco brzydoty. Potem pozostaje nam jedynie zamknąć za sobą drzwi zakładu dla obłąkanych i wrócić do rzeczywistości.

9 komentarzy:

  1. Cieszę się, że właśnie teraz napotkałam się na Twoją recenzje drugiego już sezonu American Horror Story, ponieważ zostały mi jeszcze jedynie dwa odcinki Murder House i zabieram się za kolejny sezon. Póki co jest to mój ulubiony serial! Genialny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Asy;lum to według mnie \najlepszy sezon z cyklu AHS. Pierwszy też mi się podobał, a później już jest dużo gorzej...
    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. To raczej nie dla mnie :) a pomyslec, ze kiedys sie lubowałam w takich ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba mój ulubiony sezon, potem jest już tylko gorzej. Freak Show ma parę dobrych scen, ale generalnie nieco mnie zawiódł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem rozbity, bo znam tylko dwa sezony AHS - pierwszy i czwarty. Pierwszy mi się nie podobał, natomiast czwarty uwielbiam. Gdy tylko skończy się czwarty, zamierzam dowiedzieć się, jak wyglądają dwa pozostałe sezony :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja nie oglądam, boję się, że się uzależnię i będę chciała obejrzeć WSZYSTKO xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy mogę Cię zaprosić na wymiankę świąteczną? Super, jeśli dołączysz do zabawy :)

    http://krolowamoli.blogspot.com/2014/11/wymianka-swiateczna.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś nie dałam rady przebrnąć przez ten sezon, o ile 1 absolutnie mnie zachwycił i właśnie kończę 3, to 2 przerwałam chyba w połowie. Byłam pewna, że przypadnie mi do gustu, bo lubię takie klimaty, ale strasznie się wynudziłam, a ten wątek kosmitów skutecznie zniechęcił. ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!