czwartek, 30 października 2014

"Proces" Franz Kafka



„Ludzie z pierwszych stron gazet, obce twarze wirują przed Tobą. Nikt się na nich nie patrzy, i oni nie widzą nikogo. (…) Pozostałych osądził sąd, którego tak naprawdę nie było. (…) Sto noży wbili mu w plecy, on podał ręce mordercy. Czymś musiał narazić się innym, czy tylko tym, że był niewinnym? (…) Kim jest Józef K.?”* Nie pierwsza zastanawiam się kim on jest. Józef K. to chyba każdy z nas, każda jednostka walcząca o swoje prawa, każda jednostka, która sprzeciwia się władzy. Józef K. to ktoś, kto się nie poddaje i choć wszystko się wali, wciąż szuka odpowiedzi, ratunku. Kafka w swojej absurdalnej powieści poniewiera nie tylko głównym bohaterem, ale także czytelnikiem.

Pewnego dnia Józef K. zostaje aresztowany. Jest oskarżony, choć nie wie i nie może dowiedzieć się o co. Nie przypomina sobie, żeby zrobił coś wbrew prawu i szczerze wierzy, że jest niewinny. Od tego momentu grozi mu proces, który pomimo wszystko nie przeszkadza mu w codziennym funkcjonowaniu. K. nie jest zamknięty w celi, nie wypełnia dokumentów, nie wydzwania gorączkowo do adwokata, może spokojnie wrócić do pracy w banku, nikt go przecież nie zatrzyma. Mężczyzna powinien jednak w każdej chwili być gotów stanąć przed sądem. Życie Józefa K. przeradza się w ciąg paradoksalnych zdarzeń, które zmieniają go nie do poznania. 

Proces jedna z takich książek, których do końca nie zrozumiesz, choćbyś czytał ją wciąż i wciąż od deski do deski. Historia Józefa K. to obraz wyobraźni, chorej nawet wyobraźni, Kafki, który przeraża nas i dziś. Wędrówka od okienka do okienka, od drzwi do drzwi, gdzie nikt nie potrafi pomóc oskarżonemu Józefowi, pomiatany, poniżony i przegrany. Irracjonalność położenia mężczyzny jest widoczna już od pierwszych stron Procesu, gdzie następuje aresztowanie, któremu do tego realnego tak daleko, że mogłoby wzbudzać śmiech w sprzecznie poważnej sytuacji. Biurokratyczny świat urzędników i kancelarii wydaje się chcieć zniszczyć tego człowieka, choć na pierwszy rzut oka jest on mu obojętny. W powieści Kafki wszystko jest niespodziewane, groteskowe i sprzeczne. Absurd goni absurd robiąc z czytelnika drugiego Józefa K. 

Z Procesem pierwszy raz do czynienia miałam niestety na lekcji polskiego. Z jednej strony to dobrze, z drugiej jednak źle. Najgorsze co można zrobić naprawdę dobrej książce, to umieszczenie jej w kanonie lektur. Dziś się to po prostu nie sprawdza. Powieści opatrzone etykietą lektura natychmiastowo odrzucają i przyprawiają o ból głowy. W nowej podstawie programowej Proces jest co prawda lekturą dodatkową, przez co rozumiemy to, że oglądamy na lekcji jej ekranizację. I tu błysk nadziei, bo ten pokręcony film z Kylem MacLachanem w roli głównej zawrócił mi w głowie i zmusił do szybkiego sięgnięcia po książkę. Nie z każdym tak jest, ale mam nadzieję, że nie jestem jednym przypadkiem na sto i cieszę się, że obejrzałam Proces przed przeczytaniem, bo inaczej nie wiem kiedy zapoznałabym się z tą książką. A straciłabym naprawdę wiele. 

Kim jest więc Józef K. i dlaczego znamy jedynie pierwszą literę jego nazwiska? Interpretacji jest i było wiele. Kimże jestem, żeby moja zmieniła cokolwiek? O Procesie powiedziano już dużo, a ja jestem tu po to, żeby ta niesamowita powieść mogła jeszcze dotrzeć do tych, którzy o niej nie słyszeli lub przerazili się widząc ją w spisie lektur. Józef K. to ktoś z kim możemy się identyfikować, ktoś nieokreślony. Ktoś kogo historia jest przygnębiająca, ale zarazem pouczająca. To opowieść także o samotności, K. nie ma żadnych bliskich oprócz epizodycznie pojawiającego się wujka, który również nie okazuje mu czułości, której można by oczekiwać. Wokół mężczyzny kręci się także parę kobiet, które starają się zwrócić jego uwagę, ten jednak jest obojętny na ich wdzięki, a jego myśli pochłania tylko i wyłącznie proces.

Świat tu przedstawiony jest przerażająco chaotyczny, choć sam usilnie chce sprawiać wrażenie poukładanego. Polakom z pewnością może przywodzić na myśl PRL, który wcale nie tak dawno temu zręcznie manipulował ludźmi i komplikował nieskomplikowane sprawy. Rzeczywistość Józefa K. jest bezsensowna, a jemu samemu z czasem zaczyna się wydawać, że wszyscy spiskują przeciwko niemu. K. zaczyna wierzyć w swoją winę i powoli doprowadza się do szaleństwa, które rodzi coraz to mniej logiczne argumenty. Społeczeństwo napędza wielką machinę biurokracji, która niszczy nas jeden po drugim

Proces może być dramatem psychologicznym, raportem, obrazem emocji samego autora. Dla mnie jest jedną z najdziwniejszych książek, które do tej pory czytałam. Wciąż zastanawiam się jak sam Kafka myślał o tej historii. Bądź co bądź, wcale nie zamierzał jej wydawać. Polecił swojemu przyjacielowi, Bruno Schulzowi, by ten spalił pozostawione po śmierci Kafki szkice. Literatura byłaby dziś uboższa o to dzieło, gdyby Schulz rzeczywiście to zrobił. Patrząc na to pod tym kątem, cieszę się, że ten Proces przetłumaczył, zilustrował i posłał w świat. Proces to koszmar. Koszmar, z którego wciąż nie mogę się wybudzić.

"Pan chce widzieć sens, a dopuszcza się największego bezsensu. To doprawdy może przyprawić o rozpacz."

* Fragmenty piosenki Józef K. - Pidżama Porno 

poniedziałek, 27 października 2014

Polacy nie czytają!

Ten, kto tu zagląda z pewnością ma świadomość tego, co działo się w Krakowie w ubiegły weekend i nie, nie mam tu na myśli biegów, tylko 18. Międzynarodowe Targi Książki. Ja w tym roku wybrałam się tam we dwa dni i stwierdzam, że dobrze zrobiłam, bo na raz do domu z powrotem bym się raczej nie zabrała. Do Krakowa mam nieco ponad godzinę drogi, tak więc w piątek po wczesnym zerwaniu z łóżka byłam na hali targowej już po 11. Ta edycja wzbogacona została już przymiotnikiem międzynarodowe, więc było to coś więcej niż dotychczas. Był także EXPO BUS, który z pewnością zostanie mi w pamięci na długo jako, że był on sprytnym pomysłem, choć nieco niefortunnie wykonanym. Przystanek pierwszy znajdował się tuż pod Galerią Krakowską i odjeżdżał co pół godziny. Jechałam nim i w piątek, i w sobotę, w oba dni ludzi na owym przystanku było więcej ludzi niż przewidziano, co oczywiście wywołało ogólne niezadowolenie, narzekanie, skrzywione miny i wymachiwanie rękami u tych, co już się do niego nie dostali. Dojazd kosztujący 4 zł był w granicach normy, ponieważ hala postawiona została w dość niekorzystnym miejscu  i inaczej czekałaby mnie wyprawa dwoma tramwajami + krótki spacerek, a sama w Krakowie się niekoniecznie orientuję wyłączając samo centrum, więc odetchnęłam z ulgą wchodząc do busa. Już w piątek kolejki do kas były spore, więc tu ukłony dla organizatorów, gdyż jako blogerzy książkowi wchodziliśmy wejściem dla gości branżowych, więc uniknęłam stania w długiej kolejce. Uzbrojona w szczegółową mapkę (bo ze wzrostem 156 cm nie mam przewagi nad tłumem) i listą książek ruszyłam przed siebie.
Sobota na Targach prezentowała się najatrakcyjniej. Spotkania z podpisywaniem książek między innymi z Leonardo Patrignanim, C.J. Daugherty czy Beatą Pawlikowską oraz kilka ciekawych tematów poruszanych w salach seminaryjnych, a co dla blogera książkowego najważniejsze - Zjazd blogerów książkowych, który z pewnością zapadnie nam wszystkim w pamięci. A to dlaczego? Bo był klapą. Z początku było przyzwoicie, rozdano nam torby, lizaki, przypinki, zakładki, naklejki, a także swój mały wkład miało Wydawnictwo Literackie. Potem niestety było już tylko gorzej. Zaczęliśmy od ogłoszenia wyników tegorocznej eBuki, ale tu jednak zabrakło wszystkich laureatów. Nagrodę przyznano Wielkiemu Bukowi, nagrodę zasłużoną jak najbardziej, znam, czytam i lubię. Gratulacje! Zaraz po tym nastąpiła długa cisza, okazało się, że prowadzący wcale nie mieli tego spotkania prowadzić i byli równie zagubieni jak my. Rzucono pomysł, by zacząć się przedstawiać, ale na sali było tak wiele ludzi, że ledwo co z tego zapamiętałam. Dziewczyny po jakimś czasie uratowały sytuację, ale zaraz po tym rozpoczęły się niestety nieprzyjemne dyskusje na temat blogerów książkowych, pop-kulturalnych, wadze statystyk, o tym dla kogo piszemy bloga, a do tego oburzenie swoje dorzucili nawet przedstawiciele wydawnictw i zrobiło się już prawdziwe zamieszanie. A potem się skończyło. Ale, ale... za rok będzie lepiej, prawda?
Blogerzy, blogerzy!
Wszyscy lubimy to zdjęcie i wszyscy podkradamy je Marcie.
Hala targowa podzielona jest na dwie mniejsze hale, więc zwiedzania, oglądania i wąchania książek było bardzo dużo. Dzień wcześniej udało mi się zrobić małe rozeznanie i w sobotę mi i moim dwóm towarzyszkom targów, Izie i Rozalii, poszło dość sprawnie. Wiele stoisk robiło wrażenie, lecz największe chyba stanowisko Wydawnictwa Otwartego. Kanapy i kolorowe regały nadały mu bardzo przytulny wygląd, więc wizualnie wypadło najlepiej. Dodatkowo Otwarte do nowej książki Helprina dorzucało nam filiżanki, a do kompletu powieści Matthew Quicka kubek z wybranym motywem. Kilkakrotnie odwiedziłam także MG, Znak, Literackie, a oprócz tego pan z SQN miał mnie z pewnością już dość, bo jednego dnia naszłam ich aż cztery razy debatując nad książkami sportowymi. Spacerowanie po hali okazało się nie lada treningiem, dźwiganie książek pobudziło moje mięśnie, ale nie żałuję, bo wzbogaciłam się o kilka nowych książek i spotkałam wreszcie blogerki, które znałam dotychczas jedynie z Internetu. Oprócz nieszczęsnego spotkania blogerów i ponadgodzinnego opóźnienia ruchu EXPO BUSA, wszystko poszło sprawnie i wyglądało naprawdę interesująco. Już po raz 18. udowadniamy w Krakowie, że Polacy czytają książki i wychodzi im to naprawdę dobrze.

piątek, 17 października 2014

Stosik 5/2014

Jesień już na dobre zawitała za naszymi oknami, a co za tym idzie, rozpoczął się sezon herbat, koców, ciepłych papuci i jesiennych lektur. To także czas książkowych targów, ale o tym zapewne wszyscy wiecie, więc podarujmy sobie oczywiste oczywistości. Poniżej zebrałam książki, do których spieszy mi się najbardziej w najbliższym czasie oraz te, które dotarły do mnie dosłownie parę godzin temu. Z zaległości wciąż się wygrzebuję, a ten jesienny stosik to nie wszystko, co na mnie czeka. Na moim skromnym regale pojawiło się dużo więcej, ale bez szaleństwa, poczeka. Aktualnie zaczytuję się w Mistrzu i Małgorzacie Bułhakowa, ale jak przystało na tak zorganizowaną osobę jaką jestem, zapomniałam umieścić ją w tym stosie, więc dla Waszej informacji, post o niej pojawi się na dniach. Enjoy!
  • Charles Bukowski Najpiękniejsza dziewczyna w mieście - klasyki nigdy nie za mało, a kontrowersyjna twórczość tego Pana od jakiegoś czasu bardzo mnie interesowała. Zobaczymy jakie będzie nasze pierwsze spotkanie w świecie alkoholu, pijaków i szaleńców Bukowskiego.
  • Guillermo del Toro, Chuck Hogan Wirus - wierzę, że o serialu większość z Was słyszała, słyszałam i ja, ale zgodnie z zasadą najpierw książka, potem film, sięgam po książkę.
  • Blake Crouch Wayward Pines. Bunt - po fantastycznej lekturze jaką był pierwszy tom serii Croucha czekam na kolejną dawkę emocji i choć słyszałam, że poziom nieco spada, to nadzieję wciąż mam. Klimat Wayward Pines na tyle mi się podoba, że myślę, że nie mogłabym się bardzo zawieść.
  • Witold Gombrowicz Pornografia - Gombrowicz to kolejny autor, który mnie interesował, ale dotychczas żadna z jego książek nie wpadła mi w ręce. Mam nadzieję, że to wielkie dzieło mnie nie przerośnie.
  • James Dashner The Scorch Trials - drugi tom popularnego ostatnio Więźnia labiryntu, który zawrócił mi w głowie nie tylko jako powieść, ale także jako film. Co będzie dalej z Thomasem?
  • Stephen King Lśnienie - Stephen, Stephen, Stephen... Jesień to najlepsza pora dla mnie na czytanie mistrza horroru. Co prawda wstyd wielki, że to najstraszniejsze dzieło ze strasznych wciąż przede mną, ale obiecuję, że już niedługo tylko ja, kubek herbaty i Lśnienie.
  • Alexandra Bracken Nigdy nie gasną - drugi tom przygód Ruby w świcie Mrocznych umysłów. Może kolejna młodzieżówka, może kolejna dystopia, ale gwarantuje świetną rozrywkę na parę godzin. Jak widać w tym gatunku wciąż lśnią jakieś perełki.
  • Franz Kafka Proces - historia, która potraktowana w kanonie lektur przerażająco marginesowo potrafiła mnie niemało zafascynować na lekcji polskiego. Kim jest więc Józef K.? Książka jako wynik współpracy z Wydawnictwem MG.
  • Bolesław Prus Emancypantki - kolejna klasyczna pozycja w tymże stosiku. Emancypantki to historia kilku młodych kobiet poszukujących własnej tożsamości w czasach, kiedy to zaczynały osiągać ważniejszą rolę w świecie. Egzemplarz recenzencki, j.w.
  • Sarah Lotz Troje - o książce tej było już głośno dość dawno temu i wtedy to właśnie dostałam ją na urodziny (te były co prawda w czerwcu, ale pamiętacie jak pisałam o zaległościach?).
To już koniec, przede mną lektura dziesięciu interesujących pozycji, a przed Wami okienko komentarza, gdzie mam nadzieję, że podzielicie się swoimi wrażeniami z lektury powyższych książek. Pozdrawiam gorąco!

poniedziałek, 13 października 2014

"Why We Broke Up" Daniel Handler



To nie Twoja wina, tylko moja, Myślę, że nie powinniśmy się już spotykać, Mamy inne cele. Każdy z nas wie o co chodzi. Doświadczyliśmy tego sami lub słyszeliśmy o tym w filmie. Nic nowego. O miłości napisano już miliony piosenek, a powstanie ich jeszcze dużo więcej, tego jestem pewna. Szkolna miłość jest z kolei krucha, intensywna i zazwyczaj trwa nie dłużej niż miesiąc. Jest oczywiście przez nas najbardziej zapamiętywana jako ta pierwsza, nieco niezręczna i taka, przy której wylaliśmy wodospady łez. Zaczyna się słodko i uroczo, a kończy…

Min i Ed zrywają. Dziewczyna by odreagować bolesne chwile pisze list, w którym wyjaśnia obiektowi swoich uczuć wszystkie powody, dla których już nie są razem. List wraz ze wszystkimi pamiątkami wkłada do pudełka. Znajdują się tam dwa kapsle, bilet, liściki, kątomierz, para brzydkich kolczyków i wiele innych mniej lub bardziej ważnych rzeczy, które składają się na ich intymną, łamiącą serce relację.

Why We Broke Up na dobrą sprawę wcale nie zainteresowałaby mnie swoją treścią. Ot, kolejna historia miłosna z wielkim spoilerem na samym początku, bo już na pierwszych stronach dowiadujemy się, że para zrywa. Ba!, sam nawet tytuł nam to sugeruje. Elementu zaskoczenia tu więc brak. Do zamówienia tej książki skłoniła mnie nadzwyczaj oryginalna jej forma. Fabuła fabułą, ale mamy tu przecież ilustracje, które pojawiają się średnio co piątą stronę! Nie zrozumcie mnie źle, cieszą mnie ilustrowane książki i to nie dlatego, że lubię obrazki, a dlatego, że takie rysunki są fajnym urozmaiceniem. Czemu nie, pomyślałam. Dodatkowo autor tej części książki, która składa się ze słów, napisał także Serię Niefortunnych Zdarzeń, która przyprawiała mnie o zawał w dzieciństwie i wciąż będzie dla mnie straszniejsza niż najlepszy horror Kinga. Ilustracjami z kolei zajęła się Maira Kalman i całość zapowiadała się świetnie. Szybko przekonałam się, że coś zapowiadającego się dobrze niekoniecznie będzie takie na końcu, a nawet w połowie.

Why We Broke Up nie rozczarowała mnie od pierwszego rozdziału. Ten był, rzekłabym nawet, intrygujący. Co się dzieje? Dlaczego Min zrywa z Edem? I co jest w pudełku? Czytałam więc dalej, i dalej, i było coraz gorzej. Wszystko poszło zdecydowanie za daleko, było pretensjonalnie i na siłę. W pewnym momencie trzeba było powiedzieć sobie dość. Oprócz tego opowieść ta kręciła się głównie wokół pięknych, starych filmów, do których była masa nawiązań w rozmowach bohaterów. Szkoda jedynie, że filmy te nie istnieją i pochodzą jedynie z wyobraźni autora, hm. Chyba nie do końca zrozumiałam o co w tym chodziło, ale czytałam dalej o legendarnej Lottie Carlson, która zawładnęła czarno-białymi filmami.

Naszą tragiczną parą są tu Min, która dopiero co zaczyna liceum i Ed, który jako kapitan szkolnej drużyny sportowej ma przed sobą już ostatni rok. Dziewczyna jest uważana ze swego rodzaju artystkę, czemu ma zwyczaj wiecznie zaprzeczać. Kocha stare filmy, jej inspiracją jest osiemdziesięcio-dziewięcioletnia już diwa, a sama chce zostać w przyszłości reżyserką. Ed jest z kolei najbardziej typowym z typowych nastoletnich chłopaków, których możemy zobaczyć w większości amerykańskich produkcji. Przystojny, popularny, kapitan szkolnej drużyny koszykarzy, z kilkoma byłymi dziewczynami na koncie. Ich związek trwa jedynie kilka tygodni, ale to nie tylko seks, na temat którego nasza główna bohaterka snuje rozważania parę dobrych stron, a głęboka choć szybka relacja, która obojgu dowiodła tego, że są w stanie się zaangażować.

W Why We Broke Up Hander pokazuje uroki młodzieńczego romansu, który w pewnym momencie się kończy pomimo szczerych uczuć i różnic, z którymi para wciąż jakoś dawała sobie radę. Przede wszystkim chodzi tu o diametralnie odmienne środowiska, z których pochodzili Min i Ed. Co jak co, ale większość amerykańskich filmów pokazała nam, że takie związki nie mają prawa bytu, a jeśli pokazały inaczej, nie wierzcie im. Cała ta słodko-gorzka historia miłosna nie wywarła na mnie większego wrażenia, ale ilustratorka Maira Kalman nadała jej ciekawej formy. Oboje twórcy udowodnili w tej kolorowej książce, że koniec czegoś może być równie zajmujący jak tego początek.

Ocena: 4/10 

"The thing with your heart's desire is that your heart doesn't even know what it desires until it turns up."

czwartek, 9 października 2014

"Unicestwienie" Jeff VanderMeer


Zapomnij o swoim imieniu, swojej przeszłości i nie rozpraszaj się niepotrzebnymi błahostkami. Skup się na misji. Skup się na tym kim jesteś i co jest Twoim zadaniem. To jednak nie takie proste, jakie mogłoby się wydawać. Miejsce, w którym jesteś jest prawdziwe… a może nie? Widzisz ten dziwny napis? Istnieje i nie istnieje jednocześnie. Każda kolejna myśl rodząca się w Twojej głowie zaraz znika, a zastępuje ją słuszniejsza, choć powoli… czy to na pewno Twoja myśl? Czy to na pewno nie gra? Nie, to wydaje się takie prawdziwe. Prawdziwe. O czym to ja…? Ach, tak. Witaj, oto Strefa X.

Southern Reach to tajemnicza organizacja rządowa odpowiedzialna za kontrolowanie i wysyłanie grup badawczych w miejsce zwane Strefą X. Oficjalnie jest to miejsce katastrofy  ekologicznej, którą spowodowało wojsko. Nieoficjalnie to oddzielony teren, w którym dzieją się rzeczy wysoce przerastające nawet najlepiej wykwalifikowanych badaczy. Wszystkie poprzednie ekspedycje zawiodły, naukowcy nigdy się stamtąd nie wydostali lub umarli krótko po powrocie. Nikt nie wie czym dokładnie jest Strefa X, skąd się wzięła i dlaczego tam jest. To obszar, który został odcięty od kontynentu już lata temu i został w tym czasie przejęty przez naturę. Teraz czas na dwunastą ekspedycję tworzoną przez przeszkolone kobiety. Która z nich przetrwa?

Jeff VanderMeer to bardzo ciekawa postać, która całkiem niedawno zatrząsnęła półkami księgarni wraz ze swoją trylogią Southern Reach. Autor jest publicystą oraz wydawcą, ale także człowiekiem uznanym w dziedzinie fantastyki dzięki czemu wielokrotnie został wyróżniony prestiżowymi nagrodami. Jego dzieła zalicza się do gatunku New Weird, który łączy SF oraz fantasy, a charakteryzuje się on surrealizmem i dziwnością w każdym calu. Dokładnie to autor pokazał mi w Unicestwieniu, które dało mi więcej pytań niż odpowiedzi.

Dwunasta ekspedycja składa się z wyłącznie z kobiet, które znane nam są nie z imion, a z ich profesji. Psycholożka, antropolożka, geodetka i biolożka, która jest główną bohaterką tej powieści. Posługiwanie się nazwami specjalizacji sprawia, że wszystko wydaje się nadzwyczaj formalne i zdepersonalizowane. Powoli dowiadujemy się jednak nieco o przeszłości biolożki, ale VanderMeer wyjątkowo dawkuje nam te informacje. Bohaterki odkrywają tajemniczą budowlę, która jest zarówno wieżą, jak i tunelem, o co wciąż powstają sprzeczki. W dziennikach, dokumentach czy na mapach nie ma o niej słowa, więc te drobne konflikty jedynie podżegają agresję i nieufność, która bezustannie daje o sobie znać. Każda z kobiet ma swoje zdanie i powołując się na swoją wiedzę chce poprowadzić grupę. Wieża jednak zdaje się mieć swoje działanie na bohaterki, czego nie może być pewna żadna z nich.

Jeff VanderMeer stworzył dziwaczną, surrealistyczną rzeczywistość, która przez bite popołudnie nie dała mi odłożyć książki na później. Autor nie traci czasu na wyjaśnienia. Czym jest Strefa X? Czym dokładnie jest Southern Reach? Co się dzieje? Wciąż nie wiem. Nawet po przeczytaniu pierwszego tomu tej serii nie jestem w stanie odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Strefa X rządzi się własnymi prawami, których nam, czytelnikom, nie jest dane poznać, co jedynie wzbudza naszą ciekawość. VanderMeer chciał stworzyć coś wyjątkowego, coś niepowtarzalnego, coś zakrawającego na powieść grozy połączoną z thrillerem. Obawiam się jednak, że w momentami wpadał w zastawioną przez siebie pułapkę nie mogąc ubrać w słowa nadzwyczajności Strefy X. Wszystkie niedopowiedzenia, niewyjaśnione zdarzenia i chaotyczna akcja miały zapewne być przerażające, i tak, chwilami było cudownie strasznie, ale biorąc pod uwagę ogół powieści, która jest jednym wielkim straszydłem, to po jakimś czasie przestało to robić wrażenie. Chylę jednak czoła, bo autor miał naprawdę znakomity pomysł i ciekawa jestem drugiego tomu, bo po lekturze Unicestwienia nie wiem nic. A ja wiedzieć lubię.

Jeff VanderMeer pokazał nam się jednak z jak najlepszej strony wywołując dreszczyk emocji i niepokój, a przynajmniej było tak w moim wypadku. Moje oczy szybko przeskakiwały z linijki do linijki chłonąc ten dziwaczny klimat Strefy X. I choć pierwszy tom Southern Reach niczego mi nie wyjaśnił, to na pewno zrobi to drugi. A jak nie drugi, to trzeci. Wtedy dopiero będę mogła powrócić do Unicestwienia i odkryć o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi.

Ocena: 7/10 


"Wszyscy żyjemy w czymś w rodzaju nieprzerwanego snu."

poniedziałek, 6 października 2014

"Noughts & Crosses" Malorie Blackman

Dwoje młodych ludzi jest zmuszonych do stawienia czoła rasizmowi i uprzedzeniom w alternatywnym świecie. Sephy to Krzyżyk – członkini grupy ciemnoskórych, którzy są rasą rządzącą. Callum jest Kółkiembezbarwnym człowiekiem, który należy do rasy niższej, rasy niewolników. Ta dwójka przyjaźni się od wczesnego dzieciństwa, ale w tej rzeczywistości nie można ciągnąć tego w nieskończoność. W ich świecie te dwie rasy się po prostu nie mieszają. Na tle uprzedzeń i nieufności, które naznaczone są brutalnością i terroryzmem rodzi się miłość pomiędzy Sephy a Callumem. Uczucie to jest nieakceptowane w społeczeństwie i może jedynie wciągnąć w poważne kłopoty dwójkę zakochanych. W tej ściskającej serce porywającej powieści czarne i białe to dobro i zło.

Zanim zacznę muszę napisać to, że Noughts & Crosses to jedna z najbardziej intensywnych powieści jakie czytałam, i które na moment mnie zniszczyły. To powieść, która jako fikcja jest tak prawdziwa i tak aktualna, że zmierzenie się z tymi problemami podczas lektury sprawia mały ból gdzieś tam w środku. Po zakończeniu spędziłam długi czas próbując się otrząsnąć po tym, co zafundowała mi Malorie Blackman. Lubię książki, które poruszają ważne problemy. Rasizm jest ważnym problemem i wciąż dziwi i smuci mnie fakt, że choć mamy XXI wiek, to w niektórych częściach świata on problemem jest, a myślę, że jako ludzie doszliśmy już do tego momentu, że nauczyliśmy się akceptować pewne sprawy i nie zachowywać się jak banda dzikusów. Niestety. W stworzonym przez siebie mrocznym i niebezpiecznym świecie Malorie Blackman nakreśliła obraz rzeczywistego społeczeństwa, który będzie mnie prześladował jeszcze długo.

Ale zanim całkowicie Was przerażę… Noughts & Crosses to opowieść o dystopijnym świecie, gdzie społeczeństwem rządzi rasa ciemnoskórych. W tej rzeczywistości biali są zwykłymi niewolnikami, są postrzegani jako ktoś mniej ważny, jako ktoś bezbarwny. Biali ludzie mniej zarabiają, jeżeli w ogóle pracują, białe dzieci nie chodzą do szkół i jako rasa ich prawa są całkowicie ignorowane. Blankers to wulgarne określenie, gdzie blank w języku angielskim oznacza pusty, bezbarwny, bezmyślny, bezrozumny. Malorie w całej książce tak naprawdę nie wyjaśniła funkcjonowania świata, ale myślę, że to nawet lepiej, bo nie o to w tym wszystkim chodzi. Tak po prostu jest. Co mi się spodobało to to, że Blackman nigdy słowem nie opowiedziała się po której ze stron. Nigdy nie narzuciła czytelnikowi, nie podsunęła własnego zdania. Zamiast tego jest on sam zmuszony do myślenia, do ocenienia co dobre, a co złe samemu. Ważne jest też to, że nie ma złych czy dobrych ludzi. A z pewnością nie powinniśmy ich oceniać bazując na ich pochodzeniu. Książka ta została napisana w 2001 roku i choć wiele się od tamtego czasu zmieniło, to na swój sposób wciąż jest niestety aktualna. Rasizm wciąż istnieje, a niektórzy ludzie wciąż uważają się za lepszych z całkowicie głupich powodów.

Ale pomówmy też trochę o postaciach. Książka jest napisana z dwóch perspektyw – perspektywy Calluma i perspektywy Sephy. Callum jest białym chłopcem pochodzącym z biednej rodziny, która przez lata walczyła o swoje prawa, ale wciąż nie osiągnęła wiele. Sephy to z kolei ciemnoskóra dziewczynka, córka jednego z najpotężniejszych polityków w kraju. Z wiekiem boleśnie zaczyna uświadamiać sobie to, że świat nie jest tak przyjemnym miejscem, jak dawniej uważała. Sephy i Callum są przyjaciółmi od dziecka, a z biegiem lat ich przyjaźń przeradza się w silniejsze uczucie. Ich przywiązanie do siebie jest ogromne i bolesne było obserwowanie ich separacji pod presją otoczenia. Rzeczy dotychczas oczywiście proste zaczęły być niesprawiedliwie skomplikowane.

Sephy i Callum walczą o siebie, próbują ochronić siebie nawzajem, choć wszyscy z góry wiedzą, że walka ta nie ma sensu. Ludzie, wśród których żyją doszczętnie zniszczyli coś pięknego co było między nimi na rzecz uprzedzeń, które w sobie hodują. Tak naprawdę nigdy nie miałam okazji poczytać o ich szczęśliwszych momentach i może to trochę siedzi mi w głowie, ale wiem, że nie taki był zamysł. Sephy i Callum są smutną historią od samego początku aż do łamiącego serce końca. Celem było to, żeby zmusić czytelnika do myślenia, żeby pozostawić go w poczuciu nieszczęścia i współczucia dla bohaterów oraz najprościej pokazać niesprawiedliwość świata.

Noughts & Crosses to pierwsza część tej czarno-białej serii autorstwa Malorie Blackman. To naprawdę dobra książka, ale nie wiem czy mogę powiedzieć, że przyjemna lektura. Na pewno zmienia pogląd na pewne sprawy, ale czytanie jej bądź co bądź nie sprawia przyjemności. Wciąż nie zdecydowałam czy sięgnę po drugi tom, choć trochę jestem ciekawa jak autorka rozwinie społeczność i czy kiedykolwiek będzie ona w stanie pozbyć się uprzedzeń. Ta książka jest jak uderzenie w twarz. Polecam Ci ją czytelniku z całego serca, bo bardzo chciałabym, żeby i Ciebie uderzyła tak samo jak mnie. Było boleśnie, ale zdecydowanie było warto. 

Ocena: 9/10 

"What was it about the differences in others that scared some people so much?"