Kocham piłkę nożną z całego serca. Tak, zachwycam się golami kolejki. Tak, wyczekuję niecierpliwie starcia tytanów czy kolejnego szlagieru. Tak, cieszę się, gdy moja drużyna wygrywa kolejne puchary. Czy myślę o tym, co się dzieje, gdy fajerwerki już wystrzelą, kibice opuszczą stadion, a kapitan drużyny pozostawi klubową flagę w kącie i uda się do autobusu? Nie. A to najdziksza, niekiedy najciekawsza i często najbardziej haniebna strona futbolu. Sportu tak pięknego, jak skorumpowanego. Tak jednoczącego kibiców, jak spornego. Po historii anonimowego piłkarza w „Futbolu obnażonym”, czas na spowiedź angielskiego agenta. Cytując Andrzeja Twarowskiego, Siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy.
Praca agenta sportowego to nie praca na osiem godzin dziennie, a dwudziestoczterogodzinna harówka i czuwanie przy telefonie przez siedem dni w tygodniu przez cały rok. Nie ma tu czegoś takiego jak dzień wolny czy urlop na wakacje z rodziną, ba!, nie ma żadnej rodziny. Od agenta wymaga się całkowitego poświęcenia czy to dzień czy noc, święto czy niedziela, problem w życiu piłkarskim czy prywatnym. Agent piłkarski jest na dobrą sprawę nie tylko od piłki, jest agentem od wszystkiego. Agentem od rachunku, zdjęć w prasie, obraźliwego komentarza, załatwienia kontraktu, podwyżki, podatków, opieki nad żoną, szkoły dla dziecka, rozwodu czy prezentów dla rodziny. Czy to wszystko jest więc warte tych milionów i najlepszych drinków w hotelu? Jest to czasochłonna i brudna zabawa z FA i manipulacją prawem, ale jakże ekscytująca.
Zawsze wiedziałem, że chcę zajmować się w jakiś sposób piłką nożną, podobnie jak wiedziałem, że chcę być bogaty. Agent, jak na to wskazuje poprzedni akapit, musi być rozeznany we wszystkim, o czym przebąkują wszelakie media, musi być dość szybki, często bezwzględny, a przede wszystkim musi umieć tak manipulować faktami, by osiągnąć cel wraz z nawiązką, a wszystko to winno być nieskazitelne. Takie, by nie było zwyczajnie do czego się przyczepić. Media pamiętają, media również nie zapominają. A i sam piłkarz nie podpisze kontraktu z kimś niepewnym. Ale o tym się nie mówi. Niewidoczny wręcz wyścig szczurów. Potwierdza to historia autora. Agenta, który najpierw wybił się na współpracowniku, by po latach samemu stać się drabiną w karierze nowicjusza.
Środowisko agentów to nie miejsce na przyjaźnie, współprace czy równy podział zyskiem. Anonimowy autor oprócz wariackiego pościgu za wschodzącą gwiazdą skupia się również na kibicach i oczywiście piłkarzach, klientach w jego oczach. Cóż, nie są to klienci łatwi. To agent ma urzeczywistniać wszystkie jego zachcianki, kupować kolejne pary butów w określonych kolorach, załatwiać współprace z najlepszymi markami czy uciszać dziewczyny poznane na wczorajszej imprezie. Piłkarze, jak i kibice, są różni. Jeden rozwiąże współprace po własnym, niezatuszowanym przez agenta, potknięciu i zasygnalizuje to przez pośrednika, drugi od czasu do czasu błyśnie wdzięcznością w życiu swojego agenta. Nie czarujmy się, tych pierwszych jest więcej. Agent w oczach piłkarza jest cudotwórcą, facetem, który za comiesięczną wypłatę wszystko załatwi, naprawi, naprostuje i wynegocjuje. Największa gra ma miejsce już poza boiskiem. Jest to jednak niewdzięczna robota.
Kiedy w grę wchodzą kosmiczne pliki banknotów i kontrakty z największymi światowymi klubami, łatwo zapomnieć o moralności. Anonimowy autor również o nią nie dba, lecz nie czuje wyrzutów sumienia nawet po tych wszystkich latach. Biznes to biznes. Bo futbol, jak się okazuje, to nie tylko cudowne akcje i mistrzostwa, a drogie zegarki, dziewczyny na jedną noc, najnowszy samochód na parkingu i więcej, coraz więcej wszystkiego. W tym świecie nie liczy się już jakość, a ilość. I jeśli masz na tyle mocne nerwy, by puścić to mimo uszu, wchodzisz do gry. Tyle, że ta gra nigdy się nie kończy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!