czwartek, 23 lipca 2015

"Czerwone i czarne" Stendhal

Z historią jako z datami i kolejnymi przewrotami do zapamiętania, zawsze byłam na bakier. Znam jednak historię swojego kraju i co ważniejsze skrawki z przeszłych wydarzeń na całym świecie. Tym razem historię Francji chciałam poznać niemalże z pierwszej ręki. Słowami samego Stendhala. Rewolucja lipcowa we Francji była mi zupełnie nieznana. Francja rozdarta, niezgodna i pełna chaosu. A gdzieś tam w prowincjonalnej mieścinie mieszka Julian. Syn cieśli i zwolennik Napoleona, który zagubił się w swoich czasach. 

Julian Sorel jest chłopakiem niezwykle inteligentnym, oczytanym i najmłodszym z rodzeństwa, lecz co gorsze, wątłym i niezbyt pracowitym. Dlatego też jego ojciec zamierza zorganizować synowi drogę kariery. Mówiący po łacinie nastolatek nie garnie się do pracy w tartaku i obiera ścieżkę księdza. Jako ambitny, żądny chwały i wybicia się z mieszczańskiego tłumu rozpoczyna drogę do sukcesu. W jego życiu pojawią się fałsz i obłuda, bieda i bogactwo, miłość i namiętność, Kościół i… kobiety. 

Czerwone i czarne to moje pierwsze spotkanie ze Stendhalem, a właściwie z Marie-Henri Beylem. Romantyk piszący w nurcie realizmu. Zapowiadało się niezwykle. Z literaturą francuską nigdy się nie lubiliśmy, ale słysząc tyle o samym Stendhalu i pewnej etykiecie arcydzieła na owej powieści, nie mogłam nie spróbować. Czego oczekiwałam? Francuskiego Dostojewskiego na równie dużą miarę, postaci, których nie sposób zapomnieć, bogatych portretów psychologicznych, którymi zaczarował mnie wspomniany Rosjanin, dreszczu rewolucji i oczywiście kopalni cytatów, które mogłabym skrzętnie zanotować lub zaznaczyć kolorową karteczką. Dostałam to wszystko w wersji o wiele bardziej zminimalizowanej niżbym sobie tego życzyła, momentami spłaszczonej i chyba na tyle francuskiej, bym powoli brnęła przez kolejne rozdziały z mieszanymi uczuciami. 

Stendhalowska Francja to mieszanka wszystkiego, co niesmaczne. Bądź co bądź to realizm. Bardzo subiektywny, często przerysowany, lecz dający jasny przekaz. Społeczeństwo było wówczas wyrachowane, z wierzchu oślepiająco piękne, w środku zgnite, pogrążone w beznadziejnej żądzy władzy i górowania nad wszystkimi. Arystokracja naiwnie wierzy, że jej chwała nie przeminie, że już zawsze będzie panować w dobrobycie, ubrana w jak najlepsze tkaniny. Kler z kolei, zupełnie jak lata po Stendhalu, obłudny i nie znów taki doskonały dba o swoje interesy pod ciągłą przykrywką religijnych obrzędów. Czerwone i czarne w całej swej zawiłości, doprawdy szczegółowo odkrywa społeczeństwo francuskie warstwa po warstwie. 

Postaci Stendhala nie da się lubić. Julian był z początku interesującym bohaterem, lecz szybko postawił na dobro własne, oszukując, myślę, że nie tylko innych, ale również siebie. Ostatecznie trudno powiedzieć o nim coś dobrego, bo choć ambitny, to świadomy możliwości sukcesu wchodzi pomiędzy tym, którymi pogardzał, aż w końcu sam stał się obłudnikiem. Dziewiętnastolatek jest pełen pychy i hipokryzji, które wciąż kłócą się z jego dobrym sercem. Poza nim, autor nie skupia się szczególnie na innych, drugoplanowych postaciach, lecz pierwszeństwo mają te kobiece, które ciągle przewijają się w życiu młodego Juliana. Pani de Rênal oraz Matylda de la Mole to kobiety tak namiętne, jak szalone. Wprowadzają niemały chaos w młodym umyśle, a w całym wątku romantycznym obsesyjne uczucie i co prawda szaleństwo, które nieco wystawia na piedestał romanse Juliana. 

Czerwone i czarne Stendhala to powieść nieco dziwna, trochę chaotyczna, która pokazuje Francję w krzywym zwierciadle uwypuklając wszelkie jej wady. To niezaprzeczalnie interesujące dzieło, które warto znać, ja jednak poległam na jego interpretacji i rozbiorze co ważniejszych wątków na czynniki pierwsze. Powieść tą czytałam stosunkowo długo, jego to wymagająca lektura, która swego czasu nieco spektakularnej jawiła się w moich oczach. Pomimo szczerości i ironii języka Stendhala, fabuła może być nużąca i niezrozumiała. Idąc jednak za poniższym cytatem, warto znać Czerwone i czarne, bo o klasykach nie bez powodu się tak mówi. I choć romanse czasem wygrywały z psychologią społeczeństwa, pod tym względem było naprawdę ciekawie. 

"Powieść to jest zwierciadło przechadzające się po gościncu. To odbija lazur nieba, to błoto przydrożnej kałuży."

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!