Jak to jest być szczęśliwym? Czy istnieje w ogóle przepis na szczęście? Możesz mieć wszystko. Świetną pracę, kochającego faceta, mieszkanie z magazynu Ikei i najpiękniejszego psa pod słońcem, ale wciąż coś jest nie tak, coś nie pasuje, jakoś Cię to życie uwiera i spędzasz dnie i lata w najbardziej niewygodnym krześle codzienności. Doszukujesz się szalonych szczegółów i uświadamiasz sobie, że każde szczęście jest tylko na chwilę czy dwie, każde szczęście jest krótkotrwałe i, co najważniejsze, niewystarczające. Bo wiesz, to chyba nie rzeczy sprawiają, że człowiek się uśmiecha. Tylko ludzie. A to niewyobrażalnie trudna sprawa znaleźć kogoś, kto by nas uszczęśliwił. Takie depresyjne bestie trwają w nieznośnej lekkości bytu, a ich życie toczy się od przypadku do przypadku.
Teresa i Tomasz poznali się w wyniku sześciu przypadków. Ona wrażliwa na piękno, literaturę i sztukę pracuje jako kelnerka. On, kobieciarz, poznaje dogłębnie wiele kobiet rocznie, nie spodziewa się, że byle kelnerka spowolni jego ekscesy seksualne i zagrzeje miejsca w jego łóżku nieco dłużej niż poprzedniczki. Tomasz uważa, że miłość i seks to dwie różne sprawy. Teresa się wścieka. Ten związek to nieustający konflikt. Obie strony, choć skłócone, potrzebują siebie nawzajem niczym powietrza.
Nieznośna lekkość bytu to chyba najbardziej znana powieść Milana Kundery, czeskiego pisarza i eseisty. Opowiada ona o pewnym małżeństwie, którego rozterki rozgrywają się na tle Praskiej Wiosny. Powieść ta dla jednego to przeintelektualizowany bełkot, dla drugiego skarbnica mądrości, a dla trzeciego powieść przyjemna, acz przegadana. Ja sama waham się pomiędzy drugą i trzecią opcją, lecz z żadną się nie utożsamiam. Kundera w dużej mierze wspiera się tu filozofią Nietzsche’ego, którego lubię, cenię i wciąż karmię nim od czasu do czasu mój pseudointeligenty umysł. Otóż Kundera stawia teorię, jakoby życie składające się ze spraw błahych, lekkich i łatwych, nie przynosiło satysfakcji. Pojedyncze życie, pojedyncze decyzje czy słowa nie mają znaczenia. Bo jak lekkość może ściągnąć nas w dół? Ta lekkość, ta łatwość i bezproblemowość stają się u niego problemem. Problemem nie do zniesienia, więc trzeba coś zrobić, zadziałać. Tym rozpoczyna rozważania na temat miłości i seksu, lekkości i ciężaru i wielu innych przeciwstawnych, lecz całkiem do siebie podobnych spraw.
Nieznośna lekkość bytu była moją pierwszą przygodą zarówno z Kunderą, jak i literaturą czeską. Nie wiedziałam jakiego stylu powinnam była się spodziewać, lecz już od pierwszych stron go wyczułam. Nieco dramatyczny przy prostych sprawach, niezwykle filozoficzny i o kształcie gawędy, powiedziałabym. Rozpoczęłam z pewnym błyskiem w oku. Kompletnie nieperfekcyjni bohaterowi skazani na siebie i życie, którego nigdy nie chcieli. I Tomasz, i Teresa nie robią zbyt wiele, by się jakkolwiek uszczęśliwić. Są smutni i trwają w tym smutku wyżywając się na sobie i od czasu do czasu w przypływie miłości stwierdzając, że kochają się najprawdziwiej jak to tylko możliwe. Po filozoficznym aspekcie, ciekawych przemyśleniach i pięknych słowach, które z każdą kartką wżerały się w mój umysł, uświadomiłam sobie ze zgrozą dopisywanie ideologii do najprostszych zjawisk, co nieco ugodziło w mój początkowy zachwyt. Nie skreślam tej książki, Czytelniku, o nie. Była jedną z najbardziej kuriozalnych książek, które miałam okazję czytać. Jednak wciąż nie wiem czy jest ona dziwnie bezmyślna w swej mądrości, czy ja zbyt głupia, by całkowicie ją docenić.
Opowieść o Tomasz i Teresie, o Sabinie i Franzu oraz o Kareninie to fascynująca przygoda, lecz nie tak emocjonująca, jak się tego spodziewałam. Nieznośna lekkość bytu wzbudziła w mnie mieszane uczucia i gdzieś, w którymś momencie przypomniała mi spacer po Cieszynie sprzed kilkunastu miesięcy. Z wierzchu nieco historyczne, piękne budynki i cudowne kamienice, na które patrzeć można dwojako – od polskiej strony tego miasta i od czeskiej. Jednak następuje taki moment, kiedy widziałeś już wszystko i znów idziesz tą samą uliczką, stopy bolą od kocich łbów, dodatkowo zaczyna padać, a ty zauważasz jak puste i zapomniane są niektóre miejsca i jak nieadekwatne jest to do tych wszystkich romantycznych, cichych uliczek. Dysonans. Raj na ziemi czy zapomniana plątanina wydeptanych już ścieżek?
"W chwili, kiedy ktoś obserwuje nasze
zachowanie chcąc nie chcąc, dostosowujemy się do wzroku człowieka, który
na nas patrzy i nic, z tego co robimy nie jest już prawdą."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!