niedziela, 13 grudnia 2015

"Futbol i cała reszta" Przemysław Rudzki

Byłam ja, był mój najlepszy kumpel, był Gruby, był Wąski i był nawet Mały. Te ksywki się chyba nie zmieniają. Zmieniają się podwórka, piłki i odzywki. Bo w naszych, myślę, było mniej przekleństw, niż na dzisiejszych Stamford Bridge czy Camp Nou pod szarym krakowskim blokiem. Te piętnaście lat temu na Śląsku wiele rzeczy wydawało nam się wielkich. Na przykład to nasze boisko, na którym nie było trawy, tylko skopana ziemia, parę dołków i trzepak, który był najlepszą zaimprowizowaną bramką w świecie. Boisko to otaczał wysoki na dwa i pół metra płot pokryty brązowym odłażącym lakierem. Bez trudu się na niego wdrapywaliśmy po skończonych rozgrywkach i zastanawialiśmy się, kto w przyszłości zostanie wielkim piłkarzem w Realu czy Barcelonie. Nigdy nie byłam to ja, jedyna dziewczyna w grupie chłopaków zawsze ma ciężko, ale i moje ambicje takie nie były. Kiedy się miało te pięć czy osiem lat ważne były wygodne buty, miażdżący skład i popołudniowe mecze. Tych prawdziwych z dzieciństwa niewiele pamiętam. Były jakieś nierzeczywiste, kiedy mieszkało się niemalże na końcu świata z jednym sklepem za rogiem i przystankiem, z którego odjeżdżał autobus „do miasta”. Ale nieważne były wtedy metropolie, a najlepszym piłkarzem na świecie jawił się wówczas w moich oczach Puyol. Mecze, które zaczęły się liczyć obejrzałam dopiero parę lat później z tatą, a następnie z kumplem słuchając hiszpańskiego komentarza czy w barze oraz na zlocie kibiców. W futbolu ważna jest czerwona kartka, silny napastnik czy gol strzelony w doliczonym czasie, ale jeszcze ważniejsza jest cała reszta. 

Przemysław Rudzki, czyli dziennikarz nc+, głos znajomy z ligi angielskiej, autor English Breakfast w Przeglądzie Sportowym, gość tegorocznych krakowskich Targów Książki, ale i rewelacyjny pisarz jak się okazuje. W Futbolu i całej reszcie snuje historię wciągającą, nostalgiczną i przepełnioną zapewne wieloma własnymi doświadczeniami z piłką nożną. Doczekałam się w końcu tej stosunkowo niewielkich rozmiarów książki o podwórkowym życiu, śląskich rzeczywistościach, dorastaniu i pierwszych dziewczynach. Pierwszych wygranych i pierwszych porażkach. O meczach, którymi odmierza się czas. Bo dawno, dawno temu ani Przemysław Rudzki, ani ja, nie mieliśmy pełnego pakietu programów sportowych. Mecz był świętem. Paręnaście lat minęło, a mecz świętem wciąż jest. 

Akcja toczy się w Czeladzi. Śląsk, Zagłębie, podwórko w latach osiemdziesiątych. Nie ma wielu perspektyw. Świat jest jakiś taki mały, a wszyscy ojcowie pracują w kopalniach. To telewizja, zdjęcie w gazecie czy pierwszy komputer u kolegi w bloku stwarzają okazję do zobaczenia czegoś nowego, czegoś wielkiego i nieznanego. Za każdymi drzwiami w blokowisku kryje się inna historia, ta normalna czy ta patologiczna. Chłopcy przyjaźnią się odkąd pamiętają. Połączyła ich piłka, później szkoła, dziewczyna, aż wreszcie dorosłe życie. To, jak się okazuje, nie jest ani trochę przewidywalne, nie rządzi się żadnymi zasadami, a i nic nie jest w nim pewne. Futbol jest stałą. Bo choćby świat się walił w posadach, to nic nie zmieni faktu, że następna środa będzie pucharowa, w piątek będziemy mogli obejrzeć Ekstraklasę, a w sobotę zacznie się kolejka w Anglii. 

„Słodko–gorzka autobiografia pokolenia dzisiejszych 30– i 40–latków”, mówi mi okładka. PRLu pamiętać nie mogę, piłkarzem nigdy być nie chciałam, a dziś dobijam raczej dwudziestki niż czterdziestki. Pomimo to Futbol i cała reszta jest jedną z lepszych tegorocznych premier, jakie miałam okazję poznać. Rzeczywistość przedstawiona przez Rudzkiego nie jest mi zupełnie nieznana, nie jest jaką abstrakcją, bo po części mogę wyobrazić sobie taki świat. Ba, sama dorastałam na takim boisku. Gdzieś poza wielkim miastem, upływem czasu i dzisiejszym konsumpcjonizmem. Ja też chodziłam „na komputer” do kolegi, żywiłam się kanapkami zrobionymi przez jedną z mam dla całego podwórka i podziwiałam nowe korki Wąskiego, których wszyscy mu zazdrościli. Dziś Śląsk jest inny, osiedla również, a dzieciaki marzą o tym, by grać na wielkich stadionach z Ronaldo czy Messim, tak jak my dawniej chcieliśmy kopać piłkę z Puyolem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!