[zawiera spoilery poprzednich części]
W ten
oto pochmurny, deszczowy i wietrzny dzień moja przygoda z Diabelskimi maszynami dobiegła końca. Rozpoczęłam w 1847 roku i
wylewając morze łez skończyłam w 2008, a podróż ta pozostawiła wyschnięte łzy
na policzkach, uśmiech i złamane serce. Chyba czas powiedzieć ave atque vale… Wiem jednak, że pomimo,
że ta historia się kończy, kolejna ma się dopiero rozpocząć. Czy przesadzam?
Może. Po prostu kocham książki Cassandry Clare.
Mechaniczna księżniczka jest trzecią z kolei i
ostatnią częścią Diabelskich maszyn,
którymi autorka dopełniła Dary anioła
– poprzednią serię. Tym razem przenosimy się do londyńskiego Instytutu, gdzie
głową jest Charlotte Branwell, która pomimo, że uważana jest za słabą płeć,
trzyma w ryzach wszystkich lokatorów i daje sobie świetnie radę godząc zarządzanie
Instytutem i poszukiwanie twórcy maszyn. Wrogiem dziewiętnastowiecznych Nocnych
Łowców jest Mortmain, który z pomocą swoich automatów planuje zagładę całego
gatunku Nefilim. Tessa, której potrzebuje do spełnienia celu sobie
wyznaczonego, okazuje się być kimś więcej niż tylko zwyczajną śmiertelniczką.
Banał,
powiesz. Historia Tessy Gray jednak niesamowicie wciąga, a kolejne karty
książki czyta się z zapartym tchem. Szczególnie kiedy za sobą masz Dary anioła, bo wtedy do woli możesz tak
jak ja wykrzykiwać Wiedziałam!
Wiedziałam! Wiedziałam!, pomimo tego, że momentami tak jak ja, jednak nie
wiedziałaś. Mechaniczna księżniczka
jest końcem pewnej historii, która będzie opowiadana przez następne pokolenia w
świecie Nocnych Łowców. Poczucie tego, że coś się już kończy towarzyszyło mi od
pierwszych stron aż do słodko-gorzkiego zakończenia.
Jem z
dnia na dzień staje się słabszy, potrzebuje yin
fen, aby przeżyć, lecz Mortmain wykupuje całe zapasy narkotyku na każdym z
czarnych rynków. Jako narzeczony Tessy stara się dać swojej ukochanej jak najlepsze
ostatnie dni, jakie dane im są, by spędzić razem. Will tymczasem stara się
zdławić uczucia do partnerki swojego parabatai
i trenuje na Nocną Łowczynię swoją młodszą siostrę Cecily, która niedawno
przybyła do Instytutu. Wszystko zmienia się, gdy Mortmain przystępuje do ataku,
a potworne maszyny, które stworzył mają na celu zniszczenie Nefilim.
Wiele
postaci z Diabelskich Maszyn mają
swoje odpowiedniki w Darach Anioła,
sądzę, że głowie ze względu pokrewieństwa. Są one jednak nienatarczywe,
postacie nie są kropla w kroplę podobne do siebie, lecz na pewno jest to łatwe
do rozpoznania. Często miałam wrażenie, że czytam o dobrze mi znanych
bohaterach poprzedniej części, ale uczucie to nie było rażące, rzec bym mogła,
że nawet przyjemne, charakterystyczne cechy i sposób mówienia… Will nieraz, nie
dwa przypominał swoim zachowaniem Jace’a (nazwisko Herondale do czegoś
zobowiązuje, prawda?), Tessa była często taką dziewiętnastowieczną Clary,
Cecily przypominała nieco Isabelle, a Magnus… nie, nie, nie. Magnus był, jest i
będzie Magnusem.
W Diabelskich Maszynach trójkąt miłosny
jest o wiele, wiele ciekawszy i bardziej rozwinięty niż schemat
Jace-Clary-Simon. Tessa ma tu niemały dylemat i nawet kiedy spodziewamy się,
którego z chłopców wybierze, poślubi, spędzi życie… to i tak koniec końców
dzieje się coś, co nieco zdumiewa i smuci na swój sposób. Nieważne po której ze
stron się opowiadasz, koniec każdej z nich będzie zarówno pozytywny, jak i
melancholijny.
Mechaniczna księżniczka wyjaśniła i doprowadziła do
końca wiele spraw jakie choćby ogólnikowo były wspomniane w poprzednich
częściach. Clare pomimo wszystko pozostawiła zakończenie takie, że dopowiadać
możemy sobie do woli losy bohaterów Diabelskich
Maszyn. Przybliżyła nam relację między parabatai, postawiła na emocje, a
nie na bitwy i istotę Nocnych Łowców, a epilogiem stworzyła coś wyjątkowego, co
na pewno pozostanie na długo w pamięci jej czytelników. Pozostawiłam za sobą
ostatnią kartkę książki ze ściśniętym ze wzruszenia sercem i uśmiechem na
twarzy. Bo wszystko co dobre kiedyś i tak się kończy. Dzięki, Cassie.
"Pytałeś mnie, jak, będąc nieśmiertelnym,
przeżyłem tyle śmierci. Nie ma w tym wielkiego sekretu. Po prostu
wytrzymujesz to, co jest nie do zniesienia."
Boże, nie potrafię skończyć czytać tej książki, przez to co właśnie napisałaś. Przez to, że coś się kończy...
OdpowiedzUsuńMilion razy bardziej wolę Maszyny od Darów. Milion razy bardziej kocham Willa i Jema niż Jace'a. Milion razy bardziej ta trylogia mnie rani i raduje...
Nie potrafię, wiedząc jak to się kończy, nie potrafię bo to się kończy... Jestem psychiczna, bo "to przecież tylko książka!" ale dla mnie to coś więcej :(
I ubolewam nad tym, jak bardzo skrzywdzili tą książkę polską okładką ;-;
dawno nie czytałam żadnej ksiązki, wstyd i hańba ale jakoś nie mogę znaleźć czasu na książkę.
OdpowiedzUsuńOd 2h siedzę i płaczę bo Jem, ale czytałam dalej. Zrobiłam sobie przerwę na jedzonko i bloga, wchodzę do ciebie i... dzięki Izzy! Przez ciebie znowu płaczę a mam jeszcze 182 strony do przeczytania ;_;
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie :)
OdpowiedzUsuńciekawie się zapowiada ^^ ja miałam kiedyś w planach czytać te książki, ale jakoś czasu mi brakowało. myślę, że teraz przez święta znajdę go i będę mogła to przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMuszę się w końcu zapoznać z kolejnymi dziełami Cassandry, bo parę lat temu przeczytałam trzy część DA, w których się zakochałam, ale dalej jakoś ruszyć nie mogę ;c.
OdpowiedzUsuńTak z ciekawości - ile książek miesięcznie czytasz? ;)
OdpowiedzUsuńmy to chyba mamy całkowicie inny gust książkowy :c
OdpowiedzUsuńMoże to być całkiem fajna książka - mimo, że zaczytuje się w thrillerach, horrorach i kryminałach to po nią sięgnę ;)
OdpowiedzUsuńDodam do "oczekiwane do przeczytania w najbliższych milardach lat" :D
OdpowiedzUsuńSkończyłam całkiem niedawno. Ale jak to czytalam poplakalam sie. Przypomniało mi sie jak to kocham. Końcówka miażdży wszystko. Wylalam morze lez przez ostatnie 100 stron książki. Polecam każdemu !
OdpowiedzUsuńKsiążka cudna, kocham całą serię.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać całą sagę!
OdpowiedzUsuń