Bo to
nie ma sensu, a nawet jak ma, to się nie uda, więc po co się tym przejmować? Bo
się boję, bo koleżanka mi powiedziała, że to zły pomysł, bo wymaga to za dużo
wysiłku. Nie oszukujmy się, dzień w dzień czegoś pragniesz, a nawet wstajesz
rano z łóżka z ogromną motywacją, która doprowadzić Cię ma do czynów wielkich,
ba!, największych. Nagle wszystko to ucieka gdzieś bez jakiegokolwiek śladu oprócz
pytania „a co jeśli… (i tu wstawiamy miliardy wątpliwości, które przychodzą nam
do głowy)?” wyjącego niczym syrena w naszej głowie. Więc co ty robisz, kiedy wszyscy krzyczą na Ciebie, żeby się
wycofać?
Znajduję
się ostatnio w takim oto dziwnym miejscu, że nie chce mi się chcieć. Najlepiej
przeleżałabym wygodnie cały dzień gapiąc się w sufit i odkrywając coraz to nową
plamkę lub inną jego niedoskonałość. Teoretycznie nie mam nic bardzo ważnego do
zrobienia, terminy żadne mnie nie gonią, więc czym tu się przejmować? Nawet
pomimo poprzednich dwóch dni spędzonych aktywnie, w granicach normy, poza domem,
to mam jednak wrażenie, że jakoś stanęłam w miejscu. I od pewnego czasu nie
ruszam dalej z tego znajomego miejsca. I nie cieszy mnie to. Więc piszę.
Z motywacją jest tak, że albo jest, albo jej
nie ma. Rzadko kiedy jest coś po środku tego bałaganu. Co dzień wstajesz o tej
samej godzinie i odbębniasz ten sam plan dnia, aż w końcu wszystko co robisz,
robisz mechanicznie. Ja wiem, dorosłość jest taka, a nie inna i zlituj się,
dziewczynko, bo nie wiesz o czym mówisz. Może i nie wiem, ale za to wiem z doświadczenia, że rutyna może Cię wykończyć w każdym wieku.
Żeby
pozbyć się tego może zrobić różne rzeczy i przecież nie musisz całkiem odbiegać
od tego wytyczonego z góry układu dnia. Co jak co, ale pan z autobusu, który
bez słowa podaje Ci bilet i odwraca się w stronę kierownicy tępo wpatrując się
w przestrzeń przed nim czy ta zmęczona młodzież atakująca Cię ulotkami na rogu
ulicy nie nastraja zbyt pozytywnie. Nie róbmy tego samego. Znajdź cel w tym co
robisz, postaraj się cieszyć tymi małymi, codziennymi rzeczami i… żyj, po
prostu.
Oczywiście
kiedy już zakiełkuje w Twojej głowie jakiś ambitny plan i podzielisz się nim z
kimś możesz spotkać się z „nie, lepiej tego nie rób, bo…”. Jeśli oczywiście
Twoi bliscy należą do takich, którzy będą Cię wspierać i wręcz popychać do
działania, to hej, wygrałeś życie! Gorzej kiedy tego wsparcia nie masz, ale nie
łam się. Jeśli Ty widzisz w tym jakiś cel, coś co Cię uszczęśliwi, to na co
czekasz? Działaj.
Są
jednak takie dni, kiedy żyć akurat Ci się nie chce i spędzasz czas tak jak ja w
drugim akapicie, tudzież przed komputerem bądź telewizorem i nawet słońce za
oknem czy okrzyki motywacji ze strony pani Chodakowskiej wcale nie pomagają. Co
ja robię? Myślę sobie o tym, że nie chcę obudzić się za paręnaście lat mając
uczucie, że czas uciekł mi przez palce i ucieka dalej, a mi się wciąż nic nie
chce. Dla mnie osobiście największą motywacją są ludzie. Ci znani, ci nieznani,
a nawet ci, o których świat może nigdy nie usłyszy, a i oni sami nie wiedzą, że
gdzieś tam jest ktoś, kto pozazdrościł i odnalazł nową pasję.
Tacy właśnie
ludzie, którzy zainspirują mnie najmniejszą rzeczą sprawiają, że chcę chcieć i
chcę się rozwijać. A Wam życzę żebyście znaleźli takich swoich mentorów. Nie
zapominajmy, że życie jest jedno i kiedyś możemy żałować, a będzie już za
późno. Cytując Jeżozwierza Lipali „Chciej, ja błagam cię, chciej”.
A jakie są wasze sposoby na takiego motywacyjnego kopa?
Ja jak potrzebuję motywacji, to spamuję na bkwa i zawsze mnie ktoś kopnie. :D
OdpowiedzUsuńMoże to wymaga zbyt wielkiej energii? Nie wiem. Wiem, że ja chcę, próbuję, ale nie zawsze ze skutkiem. Myślę jednak, że grunt to próbować
OdpowiedzUsuńOstatnio podczas skejpowej rozmowy z koleżanką, skapnęłyśmy się, że co chwila, pomiędzy opowiadaniem sobie czegoś, powtarzałyśmy frazę "dżizas, jak mi się nie chce.." jak mantrę jakąś. Bo prawda jest taka, że naprawdę czasem (i niestety coraz częściej) nic mi się nie chce. Ni to wstać, kiedy za oknem widzę szarugę, ni to robić cokolwiek, co nie przyniesie żadnego sensu. Nie mam chyba przepisu na dobrego kopa, bo człowiek sam takiego dostać musi, żeby robić to, na co ma ochotę. Ale co takim kopem może być? Wszystko. Dlatego rano wkładam słuchawki i maszerując na autobus podśpiewuję, śmieję się, czytam... Wszystko zeby jakoś zacząć dobrze dzień. I po prostu starać się traktować i przyjmować wszystko z lekkim przymrużeniem oka. Bo czasem rzeczywistości inaczej odbierać się, niestety, nie da.
OdpowiedzUsuńU mnie z motywacją bywa różnie. Zawsze znajduję wymówki, by czegoś nie zrobić, bo mi się po prostu nie chce. To straszne... Ale muszę ułożyć sobie bardzo szczegółowy plan na najbliższe dni i się go trzymać. Zobaczymy, czy go w ogóle wykonam... Przykre.
OdpowiedzUsuńja to znów kładę się z wielką motywacją, a wstaję bez niej czasem.. szczególnie ostatnio...
OdpowiedzUsuńa tak czytając Twojego posta przypomniałam sobie moment założenia bloga i te szepty w głowie: "po co? nie rób tego, to się nie przyjmie" itd. Jak dobrze, że ich nie posłuchałam :)
To wbijaj tutaj, chociażby na chwilę, latem to Cię duużo, duużo nauczę :) Jak się chce to się da :)
OdpowiedzUsuńnajgorzej gdy ta motywacja ucieka i trzeba jej szukać. wymówki do nie zrobienia czegoś są zawsze, a najczęściej właśnie nie chce nam się i łatwiej przespać pół dnia niż cokolwiek zrobić. człowiek bywa bardzo leniwy.
OdpowiedzUsuńWiesz, zadaje sobie codziennie to pytanie, czemu nie chce się nam chcieć. I chciałabym poznać na nie odpowiedź. Mam koleżankę, która jest cholernie obowiązkowa, która robi wszystko w terminie, zawsze ma prace domowe, zawsze jest przygotowana, punktualna... Czemu ja taka nie mogę być?
OdpowiedzUsuńMówię sobie: nie chcę, nie dam rady. I tego nie robię. Potem jakoś sobie radzę, ale lepiej jest wykonać coś dobrze i coś z tego mieć, a nie na odwal. Ale nie umiem.
Zawsze staram się motywować: jeśli zrobisz to teraz, już, natychmiast, to potem pozwalam Ci poczytać książkę, obejrzeć serial, czy zjeść czekoladę. Kończy się na tym, że rzeczy do zrobienia pozostają nie zrobione, a ja włączam któryś odcinek serialu z kolei. To irytujące, ale czy mogę coś na to poradzić? Próbuję, ale nie wychodzi. I i tak mi się nie chce, więc pójdę oglądać serial...
Często tak mam, że mowię, żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce, ale ostatnio dostałam kopa energii i staram się ją spożytkować jak najbardziej pozytywnie ;)
OdpowiedzUsuńA mi się nie chce chyba zazwyczaj ze strachu. To głupie, ale moja głowa właśnie tak działa.
OdpowiedzUsuńJak tam z wyjazdem na LP? (tak, to Ty jedziesz? Nie pomyliłam się? :D)
Koło 16 na pewno już będę we Wrocławiu. Mam bilet na płytę, dobrze pamiętasz :D Boję się tego jak cholera, sama w tłumie :D Też mam nadzieję, że się chociaż na chwilę zobaczymy ;) A wiesz może, od której wpuszczają na stadion? Bo jakoś info nie mogę znaleźć.
OdpowiedzUsuńUff, zdążę. A Ty skąd dojeżdżasz do Wrocławia? :)
OdpowiedzUsuńTyle zależy od motywacji, a ja mam jej tak mało... :/ :D
OdpowiedzUsuń