Na
Patriarszych Prudach w Moskwie spotykają się Michał Aleksandrowicz Berlioz oraz
poeta Iwan Nikołajewicz Ponyriow, który znany jest także pod pseudonimem
Bezdomny. Panowie rozpoczynają dyskusję na temat istnienia Jezusa Chrystusa,
którą podłapuje przechodzący właśnie cudzoziemiec. Berlioz krytykuje swojego
rozmówcę za antyreligijny poemat, który stawia Jezusa w złym świetle, ale nie
przeczy jego istnieniu. Nieznajomy dołącza do rozmowy i oświadcza, że jest
głęboko przekonany o tym, że Jezus istniał, mówi o sobie, że jest specjalistą w
dziedzinie czarnej magii. Z jego ust pada wiele dziwnych dla obu literatów
sądów, ale najdziwniejszym z nich jest przepowiednia śmierci Berlioza. Zostają
poruszone kwestie Jeszui, Poncjusza Piłata, śmiertelności, diabła, a sam Michał
Aleksandrowicz Berlioz ginie pod kołami tramwaju.
Mistrz
i Małgorzata to powieść, która pisana była przez aż dwanaście lat. Bułhakow
ukończył ją dosłownie na łożu śmierci i ostatnie jej fragmenty dyktował swojej
żonie, gdy nie był już w stanie pisać. Autor był także lekarzem i zdawał sobie
sprawę z nadchodzącej śmierci, więc zobowiązał żonę do wydania książki, kiedy
będzie to możliwe. Były to czasy wojny, nie wydawano oczywiście tego typu
powieści, obowiązywała cenzura, więc pierwsze egzemplarze Mistrza i Małgorzaty
ukazały się dopiero w 1968 r. Co ciekawe, Bułhakow pragnął wydania swojej
powieści „żeby wiedzieli…”. Co więc chciał wówczas byśmy wiedzieli?
Śmiało
mogę powiedzieć, że Mistrz i Małgorzata to najdziwniejsza książka jaką
kiedykolwiek czytałam. Potraktujcie to zdanie jako swoisty update, bo parę dni
temu nawet nie sądziłam, że tak szybko coś przebije Proces, o którym pisałam
poprzednio. To książka pełna dziwacznych zwrotów akcji, które zazwyczaj z
logiką nie idą w parze. Magia i realizm łączą się w jedno, absurdalne zdarzenia
są traktowane tu nadzwyczaj normalnie. Rozdawanie pieniędzy, przypadkowe
znikanie ludzi, przywidzenia, naga Małgorzata lecąca na miotle, gadający kot i
(nie)spalony rękopis. Ot, dzień jak co dzień. Czy zrozumiałam? Nie wiem, po
lekturze tej perełki nie jestem już niczego pewna.
Do
Moskwy wkracza diabelska ferajna, która na kilka dni wprowadza zamęt i
widzenia, które tłumaczone są po ich zniknięciu jako halucynacje. W części
pierwszej poznajemy między innymi losy ofiar Wolanda i jego świty, a te
przeplatane są opowieściami o Jezusie, Poncjuszu Piłacie i rzymskim
procuratorze. Historia ta to wariacja Biblii, której autor uważany jest przez co
poniektórych za mistrza w swoim fachu. Dzieję się dużo, a w części drugiej
wkraczają tytułowi bohaterowie. Mistrz i Małgorzata spotykają się ponownie i
dołączają do groteskowej plejady osobliwości, gdzie prym wiodą kot Behemot,
Korowiow, wiedźma Hella.
Dlaczego
po tylu latach ta dziwaczna powieść wciąż jest czytana? Opisane są tu czasy totalitaryzmu
rosyjskiego, codzienność przepełniona łapówkami, korupcją, wszechobecnym
donosicielstwem, absurdami, czarnym rynkiem. Nikogo nie dziwiło żadne z
przypadkowych zniknięć, nikt zwykle nie obracał się za siebie. W ten smutny i
szary świat Bułhakow wkłada diabła, który pragnąc zła, czyni dobro, gadającego
kota i litry wódki, a wszystko to doprawia magią. Tytułowa Małgorzata jest
wyjątkową bohaterką, odważna, samodzielna, walcząca o szczęście swoje i
ukochanego, nawet gdy wszystko zdaje się zawodzić jest w stanie pobudzić
Mistrza do działania. Tego z kolei cechują przymioty samego autora. Mistrz ma
swoje chwile słabości, spala swoją powieść zupełnie tak jak zrobił to z
pierwszym szkicem Bułhakow. W oczach Małgorzaty jest najjaśniej świecącą
gwiazdą, która swój tytuł zawdzięcza swojej niezwykłej powieści, która jest w
stanie niemal zmienić myślenie tysięcy, jak nie milionów.
Mistrza
i Małgorzatę interpretowano na wiele sposobów, oczywiście. Ja po jednokrotnym
jej przeczytaniu nie jestem w stanie wyjść z podziwu dla tej osobliwej historii
czy powiedzieć o niej coś mądrego. Bułhakow namieszał mi w głowie, a ja będę
odczuwała lekkie zawroty aż do następnego sięgnięcia po tą książkę i porwania
się urokowi wcale nie takiego złego diabła. Rosyjski pisarz będzie jeszcze
długo imponował rozmachem, dowcipem i dwuznacznością, którą może kiedyś będzie
mi dane zrozumieć niemal całkowicie. Do tego jeszcze długa droga. Żegnaj,
Mistrzu. Żegnaj, Małgorzato. Do zobaczenia następnym razem.
"Lubię siedzieć nisko (...) upadek nie jest wówczas tak niebezpieczny."
Mam nadzieje, że kiedyś uda mi się przeczytać. :-)
OdpowiedzUsuńPiękne wydanie. Wydawnictwo bardzo się postarało.
OdpowiedzUsuńTo szalona książka :) Kiedyś mi się nie podobała, ale teraz uważam, że jest całkiem dobra... może trzeba do niej dorosnąć? :)
OdpowiedzUsuńMiałam czytać ją na rozszerzona maturę z polskiego, ale olalam sprawę, a wszyscy zachwalali ;/
OdpowiedzUsuńMój brat posiada egzemplarz tej książki, ale ja jestem niestety ostatnio zapracowana i jakoś ciężko mi po nią siegnąć, a widać wiele tracę.
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam "Mistrza i Małgorzatę" w ramach rozszerzenia z polskiego. Dobijam do setnej strony i nadal nie wiem o co w tej książce chodzi.
OdpowiedzUsuńMistrz i Małgorzata to nie jest "dziwaczna" książka, to arcydzieło.
OdpowiedzUsuńI znowu "Mistrz i Małgorzata". Ta książka mnie po prostu prześladuje. A planowałam ją czytać dopiero za rok. Tyle już dobrego o niej słyszałam, że po kolejnej przeczytanej recenzji czy dwóch już po prostu nie wytrzymam i ją wypożyczę. Albo lepiej zainwestuję we własny egzemplarz. ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jest to dziwna książka, miałam podobne odczucia.
OdpowiedzUsuńTa książka jest genialna! :-) Omawiałam ją w tym roku na języku polskim, dzięki temu też więcej z niej zrozumiałam, bo po przeczytaniu jej miałam jeszcze więcej pytań, a w opracowaniach było o tym jakoś mało. I faktycznie, jest jedną z tych najdziwniejszych książek, o ile nie najdziwniejszą. Ale fajnie się ją omawiało i o niej opowiadało, a jeszcze śmieszniej jak próbowało się ją streścić :-D Moim ulubionym bohaterem jest kot, który jest cudowny, a najciekawszym fragmentem chyba bal i latanie na miotle ^^
OdpowiedzUsuńBardzo chcę tą książkę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńAch! Jedna z moich ukochanych młodzieńczych lektur! Potem jakoś tak została przyćmiona, ale chyba czas sobie na nowo przypomnieć i zachwycić się raz jeszcze :D
OdpowiedzUsuń