Dzieci postrzegają świat zupełnie
inaczej niż dorośli, to pewne. Świat widziany oczami tego małego człowieka,
który głową ledwie sięga stołu jest magiczny, barwny, wesoły, baśniowy. Dziecko
często przeinacza widziane zjawiska dopisując sobie coś, czego nie było czy
opowiadając niestworzone historie, na które ktoś najzwyczajniej machnie ręką i
wróci na ziemię. Cofając się do czasów ponad dziesięć lat temu widzę, że świat był
wtedy fascynujący na każdym kroku, a kolejny dzień przynosił następne nowe
wrażenia. Gdy byliśmy dziećmi nigdzie nam się nie spieszyło, w jakiś dziwny
sposób doba była dłuższa i starczała by zrealizować wszystkie wówczas niesamowicie
ważne plany. Świat był miejscem dużo bardziej ciekawym niż jest teraz, rodzice
byli bohaterami, a przyjaźnie zawierało się na całe życie.
Sklepy cynamonowe to zbiór kilkunastu
opowiadań, których narratorem jest dorastający Józef. Opisuje on dom rodzinny,
jego bliskich czy miasteczko, w którym się wychowuje. W centrum wszystkich
zdarzeń znajduje się postać Ojca, który stopniowo coraz bardziej oddala się od
swojej rodziny na rzecz przejmujących kontrolę nad nim urojeń. Sytuacja staje
się coraz bardziej napięta, Józef chłodnym spojrzeniem opisuje nerwową matkę,
emanującą erotyzmem pomocnicę Adelę oraz resztę domowników czy rodzinę.
Bruno Schulz to nazwisko bezsprzecznie
ważne w literaturze. Przed lekturą Sklepów cynamonowych miałam z nim do
czynienia przy Procesie Franza Kafki, przy którym ten pomagał w tłumaczeniu i
zilustrował. Człowiek wszechstronny, pisarz, malarz, krytyk, tłumacz. Bądź co
bądź, jego dorobek jest dość szczupły, bo należą do niego tylko dwa tomy
opowiadań. Przy wydaniu pierwszego, czyli „Sklepów cynamonowych”, pomogła mu
pisarka Zofia Nałkowska. Schulz wzbudził także negatywne emocje u czytelników,
którzy potępiali autora i zarzucali mu między innymi bezużyteczność. Zrobiło
się o nim głośno, szczególnie w rodzinnym Drohobyczu, i wstąpił tym samym do
środowiska warszawskiego.
Opowiadania Schulza zaczynają się w
czasie jesieni, która w oczach Józefa kipi kolorami, dusznym powietrzem i
powiedziałabym nawet, że dziwnym erotyzmem, który nie jest dość kompletny czy
zrozumiały w oczach Józefa. Jest on wrażliwy na różnorodne emocje, które w
swojej narracji nasyca baśniowością i groteską w niepokojący sposób. W
opowieściach snutych przez Józefa nie ma chronologii, okres dzieciństwa jest
dla niego ważny i przedstawiony w leniwy, spokojny sposób. Powolna akcja
przypomina sen i na swój sposób zahipnotyzowała mnie surrealizmem zdarzeń,
tajemniczymi symbolami, a szczególnie opowieścią o Ojcu, którą wciąż staram się
zrozumieć. Realizm miesza się z przeobrażeniami Ojca, elementami, które
składają się na trzynasty miesiąc czy sprzecznymi zjawiskami. Świat ten jest
zdeformowany i zniekształcony, a Józef wciąż zdaje się nieprzerwanie trwać.
Wariacje na temat domu rodzinnego
Schulz naznacza przerysowaniem, barwami, muzyką i zapachami, które tworzy w
wyraźnie naturalistycznym stylu. Józef często utożsamiany jest z autorem, tak
samo postać Ojca przypomina według niektórych samego Jakuba Schulza, który w
oczach dziecka jest cudotwórcą. Kobiety Bruno Schulz przedstawia niemal jako
manekiny. Są one puste, sztuczne i tandetne, choć prawie każda z nich nosi w
sobie pewną sekretną zmysłowość. Opowiadania, w których o nich mowa noszą
tytułu traktatów, co sugerowałoby ich autentyczność. Z drugiej strony mamy
natomiast chorobę Ojca, którą Józef postrzega jako coś naturalnego, co nadaje
bezpiecznemu domowi rodzinnemu nieco magii, fantazji. Zniknięcie Ojca nie jest
wytłumaczone, może odszedł, może umarł, może zamienił się w jednego ze swoich ptasich
towarzyszy.
Sklepy cynamonowe na chwilę oderwały
mnie od rzeczywistości i przeniosły do Drohobycza, do świata Schulza. Przed
moimi oczami wciąż przewijają się dziwne miejsca, tajemniczy ludzie i sam
Ojciec, wszystko to, czego nawet sam Józef nie mógł wówczas w pełni rozumieć. Sklepy
cynamonowe to poszarpane fragmenty życia, snu, marzeń i koszmarów.
"Materii dana jest nieskończona płodność,
niewyczerpana moc życiowa i zarazem uwodna siła pokusy, która nas nęci
do formowania. W głębi materii kształtują się niewyraźne uśmiechy,
zawiązują się napięcia, zgęszczają się próby kształtów. Cała materia
faluje od nieskończonych możliwości, które przez nią przechodzą mdłymi
dreszczami. Czekając na ożywcze tchnienie ducha, przelewa się ona w
sobie bez końca, kusi tysiącem słodkich okrąglizn i miękkości, które z
siebie w ślepych rojeniach wymajacza."
Nie cierpię opowiadań i wiem, ze nie sięgnę ;< ale oprawa graficzna jakos przyciaga mój wzrok
OdpowiedzUsuńNo to właśnie dopisuję kolejną książkę do listy czytelniczych planów.. Brzmi świetnie.
OdpowiedzUsuńCzytałam jak lekturę w szkole średniej. Niewiele wtedy z niej wyniosłam. Powróciłam do niej niedawno i ujrzałam te opowiadania z całkiem innej perspektywy.
OdpowiedzUsuńWow. Muszę przeczytać, bo zapowiada się obiecująco. Opowiadania lubię, więc z tym nie byłoby problemu :)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna mam w planach czytelniczych, a to piękne wydanie tylko zachęca.
OdpowiedzUsuńOkej, wstyd i hańba, ale po raz pierwszy w życiu słyszę o tej pozycji. A smutne to jest tym bardziej, że z twojej recenzji mogę wysnuć, że naprawdę powieść do "zwyczajnych" nie należy. I choć nie znoszę zbiorów opowiadań, to dla "Sklepów cynamonowych" i historyjek bohatera, byłabym w stanie zrobić wyjątek. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry