piątek, 26 grudnia 2014

Była sobie dziewczyna taka jak ja...

Jesteś młoda, ładna, utalentowana, świat niemal stoi przed Tobą otworem. Muzyka, literatura i uroki Francji nie pozwalają Ci spać, a Ty możesz jedynie podrygiwać w rytm dźwięków płynących z adaptera, okręcać się patrząc jak wiruje Twoja sukienka i śmiać się z lekkości tej chwili... a potem zejść na ziemię i odrobić pracę domową. Masz ambicje, wielkie marzenia, które czekają na ich spełnienie, a jedynym co powstrzymuje Cię przed nimi to codzienność. Szkoła, dom, rodzina, szkoła, dom, rodzina... i tak aż do znudzenia. Małe miasteczko przyprawia Cię o zawroty głowy, klaustrofobiczne uczucie karze Ci uciekać, a ludzie wokół są nudni, szarzy, mali. Zbyt mali dla Ciebie. Pragniesz życia na salonach przy jazzowej muzyce, kobiecości w pięknym wydaniu, z cygarem w ręce i w lśniącej sukience. Co jeśli ktoś dałby Ci szansę na takie życie, uwolnił od konwenansów i duszności małego miasteczka? Co ty na to? Bo wiesz, chyba nawet ja dałabym się uwieść...

Była sobie dziewczyna opowiada o szesnastoletniej Jenny, której pewnego dnia życie płata figla dając przepustkę do spełnienia najskrytszych marzeń. Jesteśmy w Londynie, jest rok 1962, świat swinguje, a mężczyźni i kobiety są zbyt piękni, by być prawdziwi. Jenny ma typowe, niezbyt ekscytujące życie, chodzi do szkoły, gra na wiolonczeli, wychowuje się w tradycyjnej rodzinie klasy średniej, która wymaga od córki bycia najlepszą i dołączenia do ideowej społeczności Oksfordu. Jenny realizuje krok po kroku cele wyznaczone przez rodziców będąc przykładnym dzieckiem, a po cichu dając sobie chwilę wytchnienia przy francuskiej muzyce, klasycznych dźwiękach, które w wyobraźni przenoszą ją do Paryża. Mając szesnaście lat i obowiązek szkolny, dziewczyna trwa w zawieszeniu i nudzie do momentu poznania Davida.

Jedna z pierwszych scen emanuje niemalże niewinnością, słodyczą i zauroczeniem wyczuwalnym w powietrzu. Jenny stoi na przystanku autobusowym, za nią budynek, z którego właśnie wyszła, miejska szkoła średnia pełna przeciętnych uczniów w przeciętnych mundurkach myślących o przeciętnych rzeczach. Nuda. Dziewczyna trzymając w ręku futerał wiolonczeli moknie w ulewnym deszczu. Nagle przed naszą Jenny zatrzymuje się ciemnoczerwony samochód, a z niego wychyla się, równie elegancki jak sam wóz, trzydziestoparoletni mężczyzna. David, bo tak ów gentlemen ma na imię, oferuje podwózkę pod dom oraz miłą rozmowę o muzyce klasycznej. Jenny speszona, ale i zaintrygowana mężczyzną podzielającym jej zainteresowania zgadza się i nieświadomie otwiera przed sobą drzwi do wielkich koncertów, sztuk teatralnych, restauracji, randek i rozmów z fascynującymi ludźmi, których tak pragnęła. David staje się jej odskocznią od codzienności, możliwością porozmawiania na tematy, o których licealni chłopcy nie są w stanie nic powiedzieć.

Była sobie dziewczyna zafascynował mnie od samej sceny z pojawieniem się Davida, a także dzięki samej jego idei. Bądź co bądź związki pomiędzy młodą dziewczyną i dojrzałym mężczyzną są zgodnie potępiane i z góry świadczą o głupocie młodocianej zakochanej oraz nieprzyzwoitości samego mężczyzny. Jenny jednak od samego początku wykazuje się dojrzałością, którą przewyższa swoje szkolne koleżanki. Zdaje się być ona uwięziona we własnym świecie, własnym życiu. Historia ta nie jest ani trochę wulgarna, jak mogłoby się zdawać, nie jest też bolesna, to film w moim odczuciu romantyczny i cudownie zajmujący. Wszystko świetnie, ale hej, pewnie zastanawiacie się jak może być on romansem? To nie tak, że jest to miłość pomiędzy nastolatką i dorosłym, wyważonym facetem. To po prostu wyższy poziom zauroczenia. To pewne uczucie pomiędzy nastoletnią dziewczyną pełną marzeń a możliwościami, przyszłością, która na nią czeka i rozrywkami, które oferuje życie. I choć to, koniec końców, nie dało jej tego, o co prosiła, to pomimo paru łez otrzymała cenną lekcję.

Co z kolei z rodzicami Jenny? Jack i Marjorie to tradycyjni, jak już powiedziałam, mieszkańcy Twickenham, przedmieść Londynu. Nie są oni zamożni czy światowi. To prości ludzie, który chcą jak najlepiej dla swojej jedynej córki, chcą być dumni z dziewczyny studiującej na Oksfordzie. Chcą chronić Jenny i jednocześnie są bardzo wymagający, choć tak naprawdę bardzo naiwni. A potem Jenny przyprowadza do domu Davida. Ten wygląda w ich oczach bardzo dobrze, nienagannie ubrany, elegancki, rozmowny i uprzejmy. Co mężczyzna taki jak on może więc widzieć w Jenny? Nie nalega on na seks, nie wykorzystuje, wciąż jedynie daje, a nic nie zabiera. Skusiła go szansa dzielenia zainteresowań, inteligentnych rozmów z młodą, otwartą na świat kobietą? David gwarantuje jej bezpieczeństwo, ciekawe podróże, dostęp do kultury, którego rodzice nie są w stanie jej zapewnić. W oczach Jacka i Marjorie ta nietypowa para jest niewinna. Wierzą, że dobrze sytuowany mężczyzna kierowany jest przez czysto platoniczne motywy. W końcu spełnia marzenia nastoletniej Jenny jedno po drugim, prawda?

Geniusz tego filmu tkwi w rozkładaniu na czynniki pierwsze relacji pomiędzy Jenny a Davidem w dokładnie przemyślanym tempie. Peter Sarsgaard zagrał atrakcyjnego, inteligentnego gentlemana, który zachowuje wobec dziewczyny stosowny dystans. Jest wiarygodny. Cieszy się towarzystwem mądrej, pięknej dziewczyny, spacerami, rozmowami, pokazywaniem nastolatce świata, którego dotąd nie znała. A ona mu na to pozwala. Pod tą czarującą maską ideału Jenny, kryje się jednak coś więcej niż dobre intencje. David ma oczywiście swoje sekrety, którymi nie zamierza się dzielić z dziewczyną i psuć pięknej iluzji, w której pozwolili sobie żyć. Po cudownym życiu w nieświadomości, prędzej czy później musi nadejść ten moment i to po prostu wszyscy wiemy. Historia Jenny jest morałem. Myślę, że nie zdradzam zbyt wiele, ale jeśli facet wydaje się być dobry i uczciwy, to w rzeczywistości pewnie nie jest ani dobry, ani uczciwy. Jeśli jednak jest, masz wielkie szczęście.

Podsumowując, jest to film o edukacji, doświadczeniach i cennych lekcjach, które dostajemy. Oryginalny tytuł mówi chyba sam za siebie - An Education. Wszyscy popełniamy błędy, uczymy się na nich, dojrzewamy. Czasami musimy upaść naprawdę nisko, żeby potem się podnieść i działać dalej. I jeszcze raz stworzyć samego siebie. Jedynym co mnie nurtuje, to to, czy Jenny tak naprawdę skończyła szczęśliwa? Skłaniam się ku odpowiedzi przeczącej, ale już nie mieszam Wam w głowach. Jeśli nie oglądaliście, to szczerze zachęcam. Jeżeli nie dla historii przypominającej nabokovską Lolitę, to dla gry wspaniałej Carey Mulligan. Dziewczyna z Gatsby'ego lśni ponownie na ekranie. Była sobie dziewczyna ma pewien wdzięk i urok, estetykę, która przykuła mnie do telewizora. To piękna ułuda, sen, który jest zbyt idealny, by być prawdziwym.

- A ty jaką szkołę skończyłeś?
- Studiowałem na uniwersytecie życia, jednak dyplom z niego nie jest chyba zbyt przydatny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!