"Teraz czytam powieści Philipa Rotha – on właściwie olewa konstrukcję, pisze raczej moralitety z sędziwym bohaterem w roli głównej. Facet po sześćdziesiątce, nauczyciel, wplątuje się w romans ze swoją uczennicą. (…) Roth, który w tej chwili jest po osiemdziesiątce, najwyraźniej należy do plemienia niestudzonych, którzy uważają, że najpierw jest długa młodość, a potem krótka starość i śmierć.", czytam i kiwam w porozumieniu głową zerkając na własną kolekcję dzieł Rotha. Są to książki o szczególnej estetyce, a raczej jej braku. Podobnie mam z Jerzym Pilchem. Bo jego to od razu da się poznać po gorzkości wyrazu.
Kiedyś na zajęciach określiłam obejrzany film jako mocno osadzony w estetyce Pilcha. Spotkałam się w uniesionymi w zaskoczeniu brwiami wykładowczyni na zestawienie takiego wyrażenia, ale i chyba zrozumieniem. Bo z tą moją estetyką Pilcha jest tak, że jest to estetyka brzydka, szara, boleśnie prawdziwa i taka krakowska, gdy tu wszystko przykrywa smog, a w dodatku pada deszcz. Powieści Pilcha wciąż odbijają mi się echem w głowie, a jeden z moich ulubionych polskich filmów, „Pod mocnym aniołem”, dał mi swego czasu porządnie w twarz. Boli do dzisiaj. Dla sportu przechadzam się czasem ulicą Felicjanek, krokami Więckiewicza. Dla sportu przeczytałam także Zawsze nie ma nigdy. Bo krótkie, bo wywiad, bo będzie łatwo i przyjemnie. Przepadłam.
Zawsze nie ma nigdy to wywiad rzeka do przeczytania na raz. Ku mojemu zaskoczeniu, Pilch otwiera się nieco bardziej, dopuszcza czytelnika rozmowy do myśli wciąż jednak częściowo ukrytych czy to za sprawą znużenia tajemniczością, czy to swojej rozmówczyni. Mówi o czasach studiów, mieszkaniu w Wiśle, w Krakowie, o pisaniu do Tygodnika Powszechnego, o bibliotece swojej i cudzej, o warszawskich spacerach. Pilch mówi także o samotności i o literackich fascynacjach, co pochłonęło mnie najbardziej. Nazwiska znane i cenione, dzieła przeczytane i te, których nieprzeczytania się wstydzę. Pojawiają się także osoby, które dla mnie już nieosiągalne, niemalże nierzeczywiste, dla Pilcha były jednak codziennością, epizodem w życiu. Przewija się gdzieś tu Barańczak, loteryjki Szymborskiej, konflikt Herberta i Miłosza, słowa księdza Tischnera.
Wywiad jest zapisem z rozmów między marcem a sierpniem ubiegłego roku. Jerzy Pilch rozmawia z Eweliną Pietrowiak, wieloletnią przyjaciółką i byłą partnerką. Pisarz jest i ironiczny, i poważny. Pozwala sobie na dowcipy, anegdoty, ale przy niektórych pytaniach pozwala sobie na zrzucenie maski i obnażenie własnych emocji. Szczególnie, gdy mowa tu o samotności, chorobie, życiowych wyborach. Całkiem serio mówi tu o jest biografii, która, wierzę, że jest już w trakcie realizacji, oraz pracach nad własną autobiografią, które wstrzymał. Erudycja, inteligencja i delikatny pisarski ekshibicjonizm wzbogacony jest czarno-białymi fotografami z życia Pilcha, dzieciństwa, czasów krakowskich i warszawskich. Co więcej? Pokora? Rozliczenie? Brak kreacji? Zawsze nie ma nigdy zaabsorbuje szczególnie czytelników autora Bezpowrotnie utraconej leworęczności i Spisu cudzołożnic. Rozmowa ta mogłaby się ciągnąć w nieskończoność i nie brakłoby tematów. Mam niedosyt. Słuchać pana, panie Pilchu, mogłabym jeszcze bardzo długo.
"Młodość przygląda się
starości zawsze z tym samym rodzajem iluzji - zdaje się jej, że jest
wieczna, wiecznie zdrowa, że wie, jak naprawić świat."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!