poniedziałek, 11 sierpnia 2014

"Wayward Pines. Szum" Blake Crouch

Wayward Pines w stanie Idaho. Miasteczko marzeń, ucieleśnienie utopii i beztroski. To tam grupa ponad sześciuset osób prowadzi spokojne i ułożone życie. Świat stworzony przez Croucha cechuje wyraźna atmosfera Miasteczka Twin Peaks Lyncha, a na dodatek przeplatana jest Z Archiwum X czy Lost. Zagubieni jak czytamy na okładce. Ja do tej feerii serialów dodałabym także The Walking Dead, nie chcę jednak, żebyście pomyśleli, że powtarzamy tu schematy. Książka Croucha pomimo, że jest mieszanką powyższych tytułów ma swoją osobną historię i niepowtarzalny klimat. Wayward Pines jest miejscem, z którego nie chciałbyś wyjeżdżać, Czytelniku. Zresztą i tak byś nie mógł…

Agent specjalny i były żołnierz Ethan Burke udaje się do sennego Wayward Pines z misją odnalezienia dwóch zaginionych agentów. W jego samochód niestety uderza ciężarówka, a sam Ethan budzi się przy brzegu rzeki. Agent trafia do szpitala i nękany jest zanikiem pamięci, a sprawy nie dążą do rozwiązania. Na swojej drodze spotyka coraz to dziwniejszych ludzi i jedyne czego jest pewien, to to, że nic w okolicy nie trzyma się kupy. Wayward Pines z małego, spokojnego miasteczka przeradza się w koszmar na jawie.

Początkowo przygody Ethana Burke’a do złudzenia przypominają historię Dale’a Coopera poszukującego mordercy Laury Palmer. Pokochałam styl Lyncha, więc stylowi Croucha też dałam się uwieść i delektowałam się jego opowieścią z czystą przyjemnością. Im dalej jednak podążałam za agentem, tym mniej przyjazne stawało się Wayward Pines. Absurd goni absurd, a kolejne sto stron przelatuje przed oczami i… koniec pierwszego tomu. Przeżyłam rewelacyjną przygodę i jedyne o czym mogę myśleć, to to, że chcę więcej! Były dreszcze, były zaskoczenia, były sytuacje wciskające mnie w mój fioletowy fotel. Było wszystko, czego oczekiwałam.

Agent Ethan Burke jest typem bohatera, któremu chce się kibicować. W Wayward Pines w drodze do odkrycia prawdy towarzyszymy facetowi, który piekło już przeszedł, a teraz wpadając w kolejne nie płacze, nie woła o pomoc, a bierze się w garść i samotnie rozpoczyna trudną walkę o przetrwanie. Przygoda ta nie jest ani przewidywalna, ani monotonna, a angażuje nas emocjonalnie przeżycia Burke’a. Mieszkańcy i osoby drugoplanowe są wyjątkowo nierzeczywiste, co potęguje tajemniczość i osobliwość zdarzeń, których tempo biegnie jak na złamanie karku. Całość wprawiła mnie ciekawy, nieco surrealistyczny nastój, w którym mam nadzieję znaleźć się ponownie przy lekturze drugiego tomu.

Wayward Pines. Szum mnie nie zawiodła i była znakomitym rozpoczęciem serii Blake’a Croucha. Niech nie zrażą Was wielokrotne porównania do tych mistrzowskich seriali, do których porównań tak naprawdę nie da się uniknąć. Jeśli jednak polubiliście miasteczko, w którym kawa jest cholernie dobra, to zapewniam Was, że Wayward Pines zapewni Wam niemałą rozrywkę. Sami przekonajcie się co się czai za drzwiami domów o równo przyciętych trawnikach oraz co skrywają te perfekcyjne, wyuczone uśmiechy. Crouch mnie nie zawiódł i wielokrotnie w ciągu tych trzystu stron przekonał mnie, że potrafi budować napięcie. Jego wizja przyszłości nie jawi się w radosnych barwach, ale nie bójcie się, w małomiasteczkowym Wayward Pines wszystko jest w przerażająco idealnym porządku. Witajcie w Wayward Pines, gdzie raj jest domem.

Ocena: 9/10 


"Od czasów rewolucji przemysłowej traktujemy świat jak pokój hotelowy, z nami w roli gwiazdy rocka."