Mężczyźni bez kobiet. Kim są? Nieszczęśnikami, wymierającym gatunkiem, przypadłością trawiącą mężczyzn w wieku średnim? To mężczyzna stojący obok ciebie na przejściu dla pieszych, pan w kiosku czy kierowca autobusu. To mężczyźni wybrakowani. Ci, którzy każdego dnia czują dławiącą pustkę, brak czegoś ważnego, niemalże im wykradzionego i samotność, która zmusza do zamówienia kolejnej szklanki whisky. Żeby zapomnieć choć na chwilę i dać alkoholowi rozpalić coś, co już dawno zgasło, raz za razem. Bo spotkaliście się w złym czasie, bo ona miała męża, bo odbili ją marynarze, bo jej tak naprawdę nigdy nie było… Mężczyzna myśli, czuje, jest często sześć kroków przed. Lecz mężczyzna czasem też jest bezsilny. Czasem też musi przytulić się do tej mniejszej istoty, przestać już krzyczeć i pocałować na dobranoc. Spokojnie, kobiety, nie tylko my snujemy romantyczne scenariusze. Nawet Bukowski był romantykiem i tęsknił do idealnej, kochającej i nierealnej kobiety. Murakami natomiast ubrał to w słowa w siedmiu krótkich opowiadaniach.
Mężczyźni bez kobiet to moje pierwsze spotkanie z Murakamim, przyznaję ze wstydem. Pierwszy raz również z literaturą japońską, której słowa są wyważone i przemyślane co do jednego. Siedem opowiadań, siedem historii, siedmioro mężczyzn i jedna wspólna cecha. Brak kobiety. Bohaterowie w różnym wieku, choć na dobrą sprawę wszyscy jednakowi. Student, właściciel baru, chirurg i wielu innych. Murakami nie stworzył opowiadań, które zaczynają się i kończą. One trwają, są scenkami, przebłyskiem i chaotycznym zbiorem akcji. Jest jednak sposób w tym szaleństwie. Do ostatniej strony wypełnionej cierpieniem i samotnością, nie mogłam się oderwać.
Pomijając cały dzisiejszy feminizm, zawsze uważałam, że w pewnym momencie swojego życia kobieta zaczyna potrzebować mężczyzny. Potrzebuje, by ktoś czekał na nią w domu, pomógł z tą ciężką walizką, z którą i tak dałaby sobie radę, chrapał do ucha w nocy i przeganiał osy, które uparcie wlatują przez okno. Tak i mężczyzna potrzebuje kobiety. Potrzebuje tej nieustającej litanii narzekań, potrzebuje tej często fizycznie słabszej istoty, by ułatwić jej codzienność i potrzebuje partnerki. Choć czasem myśl ta świta w głowie o lata za późno, to nawet ci wielcy, męscy faceci, których spotykam w pubach z kuflami piwa w rękach, też o tym myślą. Może rzadziej, może mniej intensywnie i może nigdy nie powiedzą tego na głos. Potrzeba czucia się nawzajem wpisana jest w nasze życiowe scenariusze. Murakami natomiast skupia się na mężczyznach, którzy miłość swojego życia już spotkali. Żadna wcześniejsza nie była tak intensywna jak ta, a i już żadna nigdy nie będzie. Kobieta odchodzi. Mężczyzna czuje pustkę, a jego serce umiera w pewien niezauważalny na pierwszy rzut oka sposób.
Opowiadania są niezwykle różne, jedne głęboko osadzone w rzeczywistości, drugie całkowicie od niej oderwane, a jeszcze inne jako ukłon w stronę wielbicieli czwórki z Liverpoolu, wykorzystuje jedną z najbardziej znanych piosenek Beatlesów – Yesterday. Opowiadanie zdecydowanie nie jest moim ulubionym, jednakże było pewnym eksperymentem autora. Jeden z jego bohaterów posługuje się samodzielnie nauczonym dialektem z Kansai, którego przetłumaczenie musi być tragedią w oczach osób, tymże się właśnie zajmujących. W tłumaczeniu Anny Zielińskiej-Elliott dialekt ten zastąpiła gwara poznańska, co najnowszym opowiadaniom japońskiego pisarza dodaje element polskości w naszym wydaniu. Nie sposób opisać każdego z opowiadań wyczerpująco, a i myślę, że są one traktowane jako całość w głowie Murakamiego. Niebieską zakładką zaznaczam Zakochanego Samsę, czyli Kafkowską wariację, która całkowicie mnie oczarowała i zbiła z tropu. Sama chciałabym wierzyć, że w naszych żywotach będzie jeszcze wiele okazji do zakochania się. Wydźwięk opowiadań jednak nie jest tak optymistyczny, a i sami bohaterowie nie rozpatrują ponownych miłości małych i dużych. Te, które mają za sobą są obezwładniające. Drogi Czytelniku, zakochajmy się. Nie raz i nie dwa…
„Bardzo łatwo jest zostać mężczyzną bez kobiety. Wystarczy głęboko
pokochać jakąś kobietę, a potem wystarczy, żeby ona gdzieś zniknęła.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz z osobna i będę uszczęśliwiona jeśli podzielisz się ze mną swoją opinią. Cenię sobie komentarze wnoszące coś do tego, co napisałam powyżej, więc proszę, komentuj, ale wcześniej przeczytaj post. Dzięki za odwiedziny!